Na systemie miejskich rowerów Wavelo Kraków mógłby sporo zarobić, ale urzędnikom na tym nie zależy. Zarabia więc prywatna firma, a mieszkańcy otrzymują w zamian jedne z najdroższych rowerów w Polsce.
Od marca tego roku warszawska firma BikeU prowadzi w Krakowie wypożyczalnię rowerów Wavelo. Nie jest to jednak zwykła “prywatna” wypożyczalnia, ale taka prowadzona we współpracy z urzędem miasta. Firma została wybrana w przetargu, a następnie miasto podpisało z nią wieloletnią umowę. Zgodnie z jej zapisami BikeU zobowiązało się do udostępnienia mieszkańcom min. 1500 rowerów zlokalizowanych w 150 stacjach na terenie całego Krakowa.
W umowie zostały też określone maksymalne stawki, jakie firma może pobierać od krakowian za wypożyczenie jednośladu oraz kwoty zobowiązań po stronie miasta i firmy.
Złotówka za rower i 3 tys. m2 gratis
Zacznijmy od tych pierwszych. Miasto zgodziło się zapłacić firmie za każdy udostępniony rower 1 zł miesięcznie, co daje obecnie 1500 zł.
Oprócz tego firma dostaje gratis fragmenty chodników, na których ustawione są stacje rowerowe. Ponieważ na terenie całego Krakowa mamy obecnie 150 takich stacji, a każda z nich zajmuje ok. 20 m2 powierzchni, oznacza to, że w sumie miasto oddało za darmo ok. 3 tys. m2 pasa drogowego.
Każda inna firma musiałaby - zgodnie z uchwałą rady miasta - zapłacić za to 3,5 zł za m2 dziennie. BikeU dzięki umowie z miastem oszczędza więc każdego dnia 10,5 tys. złotych, co rocznie daje ponad 3,8 mln zł. - BikeU świadczy usługę dla miasta, więc nakładanie opłaty za zajęcie pasa drogowego nie miałoby sensu - tłumaczy Michał Pyclik z Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu.
Firma reklamuje samą siebie
Jakie zatem korzyści z funkcjonowania rowerów czerpie Kraków? Zgodnie z umową ma otrzymywać 1 proc. przychodów z wypożyczalni rowerów. Rozliczenie za ten rok jeszcze nie nastąpiło, ale - jak zdradza Michał Pyclik - w najlepszych letnich miesiącach ta kwota nie przekroczyła 2 tys. zł miesięcznie. Co oznacza, że po odliczeniu 1500 zł, które miasto musi płacić za rowery, w urzędowej kasie zostaje raptem 500 zł miesięcznie.
Jest jeszcze jeden zapis w umowie z BikeU, który wydaje się być korzystniejszy dla miasta. Zgodnie z nim firma ma obowiązek przekazywać miastu 100 proc. wpływów ze sprzedaży powierzchni reklamowej na rowerach. Tyle tylko, że do tej pory nie udało się sprzedać ani jednej reklamy. - Nie zabiegaliśmy o to bardzo - przyznaje Albert Wójtowicz, dyrektor operacyjny projektu z BikeU sp. z o.o.
W sumie trudno się dziwić, że jego firma nie angażuje się w pozyskiwanie reklam skoro nie ma z tego żadnej korzyści. - Wavelo jako priorytet stawia na promocję systemu wśród mieszkańców i do tego wykorzystaliśmy sezon, aby reklamować swój abonament. Jeżeli reklamodawcy się pojawią podejmiemy się wtedy współpracy - dodaje Wójtowicz.
ZIKiT, który mógłby na reklamie zarobić nie widzi problemu w braku zaangażowania firmy w poszukiwanie reklamodawców. - Na tę chwilę najważniejsza jest popularyzacja systemu wśród mieszkańców - mówi Michał Pyclik i dodaje, że miasto i tak sporo zaoszczędziło podpisując umowę z BikeU. - Inne firmy chciały za udostępnienie jednego roweru od 250 do 300 zł miesięcznie.
Przez niemal rok miasto nie wpadło też na pomysł, by okleić podróżujące po całym mieście rowery własnymi reklamami, np. dotyczącymi kampanii antysmogowej. - Być może pod koniec roku na rowerach pojawią się reklamy mobilności w ramach kampanii, którą przygotowujemy, ale jeszcze się na to nie zdecydowaliśmy ostatecznie - mówi Michał Pyclik.
Nasze drogie Wavelo
Urząd miasta jest zadowolony z funkcjonowania wypożyczalni. Chwali się, że przy niewielkich nakładach, Kraków ma jeden z największych systemów 4 generacji działający w trybie całorocznym oraz, że w okresie od 1 marca do 1 sierpnia dokonano ponad 430 tys. wypożyczeń, a użytkownicy przejechali ponad milion kilometrów.
Problem w tym, że dla użytkowników jest to jeden z najdroższych systemów w Polsce. Warszawa, w przeciwieństwie do Krakowa, dotuje rowery i dzięki temu mieszkańcy mogą podróżować przez 20 minut dziennie za darmo, a pierwsza godzina kosztuje ich tylko 1 zł. Warszawiacy mają do swojej dyspozycji 5 tys. rowerów, w tym elektryczne, dziecięce i tandemy.
U nas takiego sprzętu nie ma. Nie ma też darmowych minut. Żeby skorzystać z roweru trzeba wykupić abonament. Najtańszy kosztuje 19 zł miesięcznie i każdego dnia uprawnia do godzinnej jazdy. Jeśli chcemy wypożyczyć rower na cały dzień zapłacimy 29 zł, jest też opcja minutowa, ale tu również trzeba zasilić konto kwotą min. 29 zł. W tym abonamencie godzina jazdy kosztuje aż 11,4 zł.
Są też spore koszty dodatkowe. Za każde przypięcie roweru poza stacją zapłacimy 3 zł. A jeśli ktoś pozostawi rower poza strefą, która nie pokrywa się z granicami miasta, czyli np. w rejonie Kopca Kościuszki będzie musiał zapłacić karę w wysokości 100 zł.
Zdaniem Grzegorza Mazura z Krakowskiej Masy Krytycznej nasz system nie jest korzystny dla mieszkańców. - Wyklucza sporą grupę ludzi, która chciałaby korzystać z systemu okazjonalnie, a taka opcja jest mało opłacalna. Kupowanie abonamentu również jest bez sensu, bo przecież nigdy nie wiadomo ile razy w miesiącu rower będzie nam potrzebny. Z naszych informacji wynika, że osoby, które posiadają abonament korzystają z roweru średnio dwa razy w tygodniu, a więc nie wykorzystują go w pełni. Do tego brakuje zniżek dla uczniów i studentów - wymienia wady systemu Grzegorz Mazur.
Jego zdaniem miasto, chcąc osiągnąć zamierzony cel, czyli zwiększyć liczbę osób wybierających rowery zamiast samochodów, powinno zacząć, na wzór Warszawy, dotować system, podobnie jak dotuje komunikację miejską. - Wówczas mieszkańcy Krakowa otrzymaliby darmowe minuty i z pewnością rower stałby się alternatywą dla samochodów - mówi Mazur. - Uważam też, że wcale nie są nam potrzebne rowery czwartej generacji, cokolwiek to oznacza, ale zwykłe najtańsze jednoślady, co obniżyłoby koszt funkcjonowania systemu.
Fot. FB Michał Łenczyński