Mieszkańcy rejonu ul. Twardowskiego są zdruzgotani. W ciągu ostatnich dni pod topór poszło tam kilkadziesiąt dorodnych drzew: dębów, świerków i sosen. I to pomimo okresu ochronnego. – 30 lat czekałam na wycięcie tych drzew – miała powiedzieć właścicielka działki interweniującym mieszkańcom.
Wycinka drzew na pięciu działkach o powierzchni ponad 40 arów położonych pomiędzy ulicami Twardowskiego, a Pawlickiego na Dębnikach rozpoczęła się w ostatni weekend lutego. Wówczas mieszkańcy mogli jedynie bezradnie obserwować rzeź, na którą pozwala nowe prawo o ochronie przyrody. Nie udało się jednak wyciąć wszystkiego i drwale wrócili tu w ostatnią sobotę. Wówczas trwał już okres lęgowy ptaków.
Przy Twardowskiego pod topór poszły dorodne, zdrowe drzewa dlatego mieszkańcy okolicznych domów wezwali na pomoc straż miejską, a gdy właścicielka nie chciała ich wpuścić na posesję, z interwencją przyjechała policja.
– Było już jednak ciemno i nie dało się w stu procentach stwierdzić, czy na gałęziach, które zresztą wcześniej zostały poobcinane, są jakieś gniazda – mówi jedna z mieszkanek bloku przy Twardowskiego.
W tym dniu wycięto ok. 10 drzew, w tym kilkudziesięcioletnie świerki i sosny. Mieszkańcy alarmują, że w okolicy często widują i słyszą ptaki, w tym chronione dzięcioły, kosy i sójki, na terenie działek pojawiają się też bażanty.
Na dowód mieszkańcy pokazują zdjęcia ptaków, które udało im się zrobić w ostatnich dniach, właśnie na terenie karczowanych działek. Dziś wycinka w tym rejonie ruszyła już o szóstej rano. Na miejsce ponownie wezwano policję. - Zostało ostanie drzewo – mówi z żalem Monika Nycz, mieszkanka bloku przy Twardowskiego.
Zgodnie z prawem między 1 marca a 15 października miejsca gniazdowania ptaków oraz te, które stanowią ich ostoję lub są miejscem żerowania, nie mogą być niszczone.
- Gdy na drzewach w okresie lęgowym ptaków są gniazda, to na wycinkę musi zgodzić się Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Problem w tym, że prawo nie mówi, kto ma stwierdzić obecność takich siedlisk – mówi Sebastian Gleń, rzecznik małopolskiej policji.
Ewa Olszowska-Dej, dyrektor Wydziału Kształtowania Środowiska sugeruje jednak, że dobrze byłoby gdyby właściciel drzew miał ekspertyzę od ornitologa. Wówczas jest pewność, że na tych drzewach nie ma gniazd i innych siedlisk. Ale jej brak nie wiąże się z żadną sankcją. Taka opinia może być jednak pomocna w sytuacji, gdy ktoś zarzuca nam, że wycięliśmy drzewa, na których były gniazda.
- W takim wypadku są przewidziane kary za ich zniszczenie – mówi dyrektor Ewa Olszowska-Dej.
Luka w prawie powoduje, że to policjanci sami oceniają, czy siedliska są czy też nie.
- Tak było w ubiegłym tygodniu przy ul. Dębskiej, gdzie funkcjonariusze zauważyli, że na drzewie jest siedlisko i zakazali jego wycinki - mówi Sebastian Gleń. Z kolei podczas interwencji przy ul. Chmurnej na wyciętych drzewach znaleźli martwego nietoperza i cztery młode ptaki. W tej sprawie zostało wszczęte postępowanie.
Interwencja policji przy ul. Twardowskiego odbyła się późnym wieczorem. Policjanci już tylko przy pomocy latarek mogli stwierdzić, że.... gniazd nie było.
Teren, na którym prowadzona jest wycinka w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego, oznaczony jest jako tereny zieleni urządzonej, chronione jako tereny rekreacyjno – wypoczynkowe. To oznacza, że nawet pomimo wykarczowania drzew, na działkach nie może powstać żadna zabudowa. - Podejrzewamy jednak, że właścicielka chce pozbyć się drzew i poczekać na zmianę planów zagospodarowania, żeby sprzedać działki. Powiedziała nam, że czekała 30 lat na wycięcie tych drzew – mówi Monika Nycz.