Inwestor posiadający kapitał oraz wpływy może wybudować najbardziej śmiałe, a często również kontrowersyjne budynki? To nie opis dzisiejszych realiów, ale fakt z życia przedwojennego Krakowa. Już wtedy zabudowa miasta budziła wiele emocji, a w dyskusji wokół niej ścierali się miłośnicy zabytków strzegący przeszłości z propagatorami zmian.
- „Rynek nasz to nie królik, to król, żadnych eksperymentów”, to słowa Jana Zawieyskiego, architekta bardzo wpływowego w Krakowie przełomu XIX i XX wieku, które wypowiedział, projektując Dom Czynciela w 1907 roku – cytuje Kamila Twardowska z Działu Dokumentacji Architektury i Urbanistyki Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Zaznacza, że Stare Miasto już wówczas było szczególnie chronione, ponieważ duże znaczenie odgrywała turystyka oraz tożsamość miasta zasadzająca się na funkcji duchowej stolicy kraju i dawnej siedziby królów. Z tego względu bardzo dbano o zabytkową tkankę miasta.
Kolor pod ścisłym nadzorem
Nad tym, jak budowano i co budowano czuwał w dwudziestoleciu międzywojennym Urząd Budowlany i działająca przy nim od 1907 roku Rada Artystyczna. Tworzyli ją profesorowie i specjaliści w dziedzinie architektury i sztuki, którzy zatwierdzali projekty. Urzędnicy ingerowali nawet w plany zwykłej kamienicy czynszowej. Jak podkreśla przedstawicielka MHK, często ich zastrzeżenia dotyczyły detali, np. zmiany balustrady, dekoracji rzeźbiarskiej, wprowadzenia godła czy nawet wyboru koloru – radzono, żeby na elewacji wyprawić próbki w kilku odcieniach i wybierano odpowiedni.
Zakres kontroli był więc dość duży. Pilnowano także wielkości budynków, jeszcze w 1939 roku wysokość kamienicy była ustalona na 22,6 metra, co dawało zazwyczaj 3 piętra. Wyższe założenia wymagały specjalnej zgody. Nie powstrzymywało to jednak architektów, którzy tworzyli coraz bardziej śmiałe wizje.
Przedwojenne "drapacze chmur"
Drapacz chmur przy Plantach, modernistyczny twór w miejsce średniowiecznych kamienic w Rynku Głównym czy nowoczesne muzeum, na którego budowę składała się cała Polska. Rozbudowujący się Kraków był po 1918 roku miejscem ożywionej dyskusji wokół kształtu powstającej architektury oraz jej otoczenia: - Główne aspekty ochrony były związane w międzywojniu np. z kwestią panoramy miasta i kontekstu urbanistycznego. Sprawdzano, czy obiekt proponowany w projekcie nie jest za wysoki, czy nie zakłóca istniejącej przestrzeni oraz nie przytłacza zabytków. Są to kwestie, które i dzisiaj nie powinny tracić na aktualności – podkreśla Kamila Twardowska.
Bardzo często to właśnie z wysokością budynków związane były wówczas liczne kontrowersje. Nawiązujący do światowych wzorców architekci chcieli tworzyć budynki na kształt amerykańskich wieżowców. Nie przeszkadzało im nawet to, że wybijały się one znacząco z zabytkowej zabudowy ścisłego centrum.
- Szczególnie aktywny był w tym zakresie sektor finansowy, który dysponował znacznym kapitałem i jego przedstawiciele mogli sobie pozwolić na realizowanie śmiałych wizji. Była to także forma reklamy, zaznaczenia w przestrzeni miasta, że dana instytucja posiada środki, żeby wybudować coś efektownego, jest więc prężna, nowoczesna i warta zaufania – zaznacza przedstawicielka MHK.
W 1925 roku u zbiegu ul. św. Tomasz i Mikołajskiej wybudowano Bank Przemysłowy i Giełdę Pieniężną, tzw. Gródek, w którym dziś mieści się Akademia Muzyczna. Jak zaznaczają badacze, był to pierwszy tego rodzaju wysokościowiec w centrum. Liczył 7 pięter, ale pierwotna koncepcja zakładała, że będzie ich jeszcze więcej. Jednak pod wpływem krytyki jego architekt Ludwik Wojtyczko zmienił swoje plany. Bez względu na to budynek pozostał wyjątkowo monumentalny i wyróżniał się spośród okolicznej zabudowy.
Dwie nielegalne kondygnacje przy placu Szczepańskim
Nie zawsze projektanci uginali się jednak pod krytyką i zarządzeniami władz konserwatorskich, leżących wówczas w gestii Urzędu Wojewódzkiego. Tak było w przypadku domu czynszowego Funduszu Emerytalnego Komunalnej Kasy Oszczędności, drapacza chmur przy pl. Szczepańskim. Jego projektantem był Fryderyk Tadanier. W monografii tego twórcy Kamila Twardowska zaznacza, że inwestycja pochłonęła półtora miliona złotych, w tym 400 tysięcy wydano na działkę, na której miał stanąć. Chcąc maksymalnie wykorzystać jej możliwości zaprojektowano ogromny 7-piętrowy budynek, który o 9 metrów przekraczał normy dla zabudowy wznoszonej w centrum miasta. Jak opowiada badaczka działalności Tadaniera, prace zostały rozpoczęte, ale po kilku miesiącach cofnięto pozwolenie na budowę dwóch ostatnich pięter i projekt musiał zostać zmodyfikowany. Ostatecznie jednak jego twórcy dopięli swego:
- Z tym wiąże się anegdota, że w ciągu trzech dni nadbudowano dodatkowe dwie kondygnacje, usunięte wcześniej w poprawionej zgodnie z wymogami władz konserwatorskich wersji projektu, i postawiono urząd przed faktem dokonanym. Zapłacono oczywiście karę, wpisano ją po prostu w koszty, to się opłacało – opowiada Kamila Twardowska, dodając, że pieniądze te przekazano na fundusz budowy powstającego wówczas przy Alejach Trzech Wieszczów Muzeum Narodowego.
Dzięki znajomości z prezydentem
Szczególnie wiele emocji wzbudził również budynek mieszkalny Towarzystwa Ubezpieczeniowego „Feniks”, który powstał w Rynku Głównym. Planowano go wybudować w miejscu, gdzie kiedyś znajdowały się średniowieczne kamienice, wyburzone jeszcze przed pierwszą wojną światową. Autorem projektu „Feniksa” był Adolf Szyszko-Bohusz. Jak w swojej książce o architekturze międzywojennego Krakowa pisze Barbara Zbroja, jego pierwsza koncepcja zakładała budynek neobarokowy i gdyby nie jego wysokość, 25 metrów, które uwypuklał dodatkowo mansardowy dach, pewnie ostateczna realizacja miałaby bardziej tradycyjny charakter.
Architekt musiał więc przedstawić kolejne projekty – od klasycyzujących po bardziej nowoczesne. Ostatecznie władze konserwatorskie wybrały ten, który najmniej podobał się samemu Szyszko-Bohuszowi i jego współpracownikom. Wówczas stworzył modernistyczną propozycję na przyszły kształt „Feniksa”. Wywołał tym kolejną burzę. Jednak dzięki znajomości z prezydentem Mościckim udało się przeforsować realizację budynku w takiej właśnie formie. Został oddany w 1932 roku. Kiedy wybuchła II wojna światowa, gmach przebudowali Niemcy. Wizja Szyszko-Bohusza okazała się zbyt radykalna również dla nich. Nadali elewacji budynku bardziej klasyczną formę i usunęli słynną attykę, od której krakowianie nazywali go domem „Pod Kominami”.
***
Prócz wywiadu z Kamilą Twardowską z MHK korzystałam m.in. z publikacji: Fryderyk Tadanier Kamili Twardowskiej; Architektura międzywojennego Krakowa 1918-1939 Barbary Zbroi oraz Przewodnika po architekturze Krakowa Marcina Fabiańskiego i Jacka Purchli.
Zdjęcia: Małgorzata Bożek