PILNE

Bzyk i Sztajemka w Krakowie polecą z energią

11 stycznia 2017 Kultura
Autor:  Małgorzata Bożek

fot. Jacek Gancarczyk

Jego przestrzenią do życia i tworzenia jest Nowa Huta. Muzycznie zahacza o różne obszary. W piosenkach tego krakowskiego do szpiku kości muzyka dużo jest alternatywnego rocka, ale też jazzu i bluesa. Nie boi się również zabaw z muzyką elektroniczną czy pastiszowych kawałków o brzmieniu przypominającym disco polo. W tekstach czasami krytykuje, ale jak widać w tytule nowej płyty, zaczyna od siebie. Przed krakowskim koncertem zespołu Bzyk i Sztajemka rozmawiamy z jego twórcą, Marcinem „Bzykiem” Bąkiem.

Kim jest tytułowy „Stary, zły i brzydki”?

Marcin „Bzyk” Bąk: To ja. W zeszłym roku we wrześniu skończyłem czterdzieści lat. To taki okres w życiu każdego mężczyzny, że jest się już w połowie, a nawet lekko poza połową. Jestem więc stary. Zły też jestem, ponieważ niektórym ludziom potrafię zajść za skórę, czasami nawet poważnie. Raczej nie jestem z tych dobrych, miłych i ułożonych. A brzydki? Wystarczy pooglądać zdjęcia w Internecie (śmiech).

A czy nie jest to też trochę podsumowanie stereotypowego Polaka?

Jest na płycie kilka takich piosenek, nawet otwierająca ją piosenka „Cała sala”. Jest to tzw. piosenka o „zalewaniu robala”, czyli  jednej z naszych głównych przywar narodowych – nieumiarkowanym piciu wódki i nie tylko, bez względu na okazję czy też bez okazji. Są więc takie piosenki na płycie, które mówią o różnych przywarach. „Cała sala” o piciu, „No i jak?” o tym, że mamy niepohamowany pęd do konsumpcji i jeśli tylko możemy, wydajemy pieniądze na rzeczy, które są nam kompletnie niepotrzebne, bo taki jest trend. Jest też kawałek, który nazywa się „Telefon blues”, o dyktacie smartfonów, o tym że mnóstwo ludzi dzwoni w sprawach, które niekoniecznie są ważne albo są w ogóle niepotrzebne. Choć płyta jest lekka, łatwa i przyjemna, to niektóre piosenki mają drugie dno i zawierają obserwacje, które poczyniłem w ostatnim czasie. Staram się nimi dzielić z słuchaczami.

Tak, płyta z jednej strony jest lekka, nawet taneczna, a z drugiej ma też gorzki wymiar, wspomniane drugie dno. Czy jest bardziej na serio, czy bardziej jest żartem? Puszcza Pan oko do słuchacza? 

Płyta jest półżartem, półserio. Niektóre piosenki są, nie chce użyć słowa kabaretowe, ale na pewno lekkie. Taki jest chociażby bonus na płycie, czyli „Karolina”. Piosenka o dziewczynie, która ma długie nogi. To właśnie jest pastisz discopolowy. Widać po ostatnim Sylwestrze, który wyemitowała dwójka, że disco polo wkroczyło do telewizji publicznej. Nie ma miejsca na „Paszporty Polityki”, nie ma miejsca na różnego rodzaju programy, które powinny pojawiać się w telewizji publicznej, nie ma miejsca na misję, jest za to na disco polo. Będzie chyba nawet dzień dołożony do Festiwalu w Opolu związany z disco polo, więc wszystko idzie w tym kierunku. A jak mawiał jeden z wieszczów: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Więc jeżeli telewizja publiczna ma misję i w ten sposób tę misję realizuje, to chyba nie zmierza to w dobrym kierunku.

Smutne?

Tak, to jest smutne. Jeśli już zahaczamy o politykę, to moim zdaniem państwo dobrze działające to jest takie, którego jest mało. Administracja jest maksymalnie uproszczona i państwo jest nocnym stróżem. Jeżeli w naszym państwie byłoby dobrze, to byśmy pewnie wcale o nim teraz nie rozmawiali. Gdyby wszystko dobrze funkcjonowało, zajmowalibyśmy się innymi sprawami.

Na profilu facebookowym Bzyka i Sztajemki pisaliście, że niektóre stacje telewizyjne i radiowe nie chciały grać piosenek z Waszej nowej płyty? Ktoś poczuł się urażony jej wydźwiękiem? 

Wydaje mi się, że część stacji, która chce trafiać do polskiej klasy średniej, której zresztą według mnie nie ma, niekoniecznie jest zachwycona tymi piosenkami, szczególnie singlem [„No i jak?” - dop. red.]. Zwłaszcza publiczne radia nie są zainteresowane graniem naszych piosenek. Mamy „dobrą zmianę”, z którą ja się niekoniecznie zgadzam, i mówię o tym. Jeśli mam okazję, staram się komentować te wszystkie zmiany, ponieważ  jako obywatel mam do tego prawo. Nie każdy musi się ze mną zgadzać, ale na tym polega demokracja - ścieramy się, każdy ma swoje wizje i wynikają z tego konstruktywne wnioski. Natomiast dzisiaj idzie to w stronę zamordyzmu i artystów takich, którzy mają coś do powiedzenia, niechętnie wpuszcza się do mediów publicznych. Tak też jest ze mną. Nie wszystkie stacje zdecydowały się grać nasze piosenki, m.in. ze względu na „dobrą zmianę”. Jednak część mediów poczuła się też urażona singlem, uważając, że jest on drwiną z klasy średniej.

Krytyka się nie spodobała?

Nikt nie lubi krytyki, szczególnie jeśli zabierają się za nią artyści. Wtedy to jest już zupełnie nie na miejscu dla tych, którzy rozdają karty w różnego rodzaju mediach. Zostawia się zamiast tego programy o niczym. Tematy poważniejsze, mniej jednoznaczne, nie są brane pod uwagę w tego rodzaju audycjach. Łatwiej puszczać piosenki, które wlatują jednym uchem, a wylatują drugim, niż takie, nad którymi odbiorca musi się trochę zastanowić, pomyśleć nad przekazywaną treścią. Ale my robimy swoje i nie zamierzamy odpuszczać.

Co nas uratuje?  

Dystans do tego wszystkiego i zdroworozsądkowe myślenie. Polacy nie są głupim narodem, co już niejednokrotnie udowodnili. Nie dajmy się więc zwariować, ponieść emocjom. Są osoby, które próbują nas dzielić, ale bądźmy pełni optymizmu. Co prawda jest zima i nawet pogoda nie nastraja optymistycznie, ale przyjdzie wiosna, która będzie nasza.

Jak powstają Pana teksty? Czy rodzą się raczej pod wpływem impulsu, czy długo studiowanych pomysłów?   

Z tym jest bardzo różnie. Np. piosenka „Komornik” powstała w zaledwie piętnaście minut. Komornik zablokował mi konto, to było przed Świętami Bożego Narodzenia, więc w piętnaście minut napisałem ten tekst. Natomiast inne teksty czasami potrzebują, żeby temat się uleżał. Tak było z piosenką o smartfonach. Pomysł zrodził się dużo wcześniej, natomiast musiało się też wydarzyć parę rzeczy, aby go dopracować. Na przykład dzwonił do mnie kolega, który posądzał swoją żonę o zdradę i pytał mnie, czy coś o tym wiem. Różne sytuacje w życiu powodują, że teksty powstają albo bardzo szybko, albo też potrzebują kilku miesięcy, żeby dojrzeć i oddać w pełni to, co autor chce powiedzieć słuchaczom.

Dużo w Pana piosenkach jest też lokalnego kolorytu.

Zgadza się, nawet mój kolega, reżyser Paweł Bogocz, stwierdził, że jestem tak krakowski jak Smok Wawelski albo Sukiennice. Widać to też przy recenzjach. Wiadomo, są różne. Jednym redaktorom płyta się podoba, innym nie. Ale np. recenzenci z Krakowa od razu wychwycili lokalne niuanse, a redaktorzy warszawscy już niekoniecznie. Kraków jako miasto jest specyficzny i każdy, kto się tu urodził, tu mieszka, zdaje sobie sprawę z tej specyfiki.

Płyta została nagrana m.in. w Muzeum Lotnictwa?

Tak, tutaj mamy studio dzięki uprzejmości dyrektora Krzysztofa Radwana i Wojtka Krzysztonka. Każdy zespół, artysta musi mieć tzw. bazę, czyli miejsce, gdzie tworzy, gra próby, gdzie może rejestrować i nagrywać muzykę. Ja akurat mam ten komfort, że nauczyłem się i nagrywać piosenki i produkować. Potrafię też napisać tekst i skomponować do niego muzykę. Jestem więc niezależny, bo wiele rzeczy robię sam. Ale potrzebne mi do tego miejsce. I akurat już od dwóch lat działamy w Muzeum Lotnictwa, wcześniej prawie siedem lat byliśmy w Teatrze Łaźnia Nowa. Ja jestem związany z Hutą i będę się tej Huty trzymać. Jeżeli chodzi o warunki do uprawiania muzyki, to w Hucie są najlepsze. Jest tu dużo przestrzeni i nikomu się nie przeszkadza. Granie muzyki generuje hałas. Proszę sobie wyobrazić, jakby to wyglądało w kamienicy na Długiej czy na Karmelickiej. Po odpaleniu instrumentów po piętnastu minutach policja już pukałaby do drzwi z mandatem i prośbą o zasilenie kasy miejskiej (śmiech). Huta jest takim miejscem, w którym dobrze się pracuje i jest przede wszystkim gdzie pracować. Tak, jak mówię: nie przeszkadzamy innym, a inni nie przeszkadzają nam. Idealna symbioza!

A skąd wzięła się Sztajemka? To już kolejny Pana zespół…

Jestem alkoholikiem. Nie piję od piętnastu lat, więc ten alkoholizm zamieniłem na pracoholizm. Poza tym mam łatwość pisania piosenek. Pan Bóg jakoś tak dał, że nie mam z tym problemów. Według mnie tekst determinuje muzykę. Przy płycie Nohuckiego interesował mnie temat konfrontacji człowieka z maszyną, sztucznej inteligencji, tego, co będzie za piętnaście lat. W związku z tymi tematami postawiłem na muzykę elektroniczną. Była to też poniekąd kontynuacja „Opery Nowohuckiej”, bardzo industrialno-elektronicznej. A wracając do Sztajemki, to takie określenie slangowe, którego używaliśmy na osiedlu, jak szło się pić alkohol nie do lokalu tylko na świeżym powietrzu, na łąkach, na polu. Szło się wtedy na sztajemkę. Mówiło się „idziemy sztajmić"  czy „chodźmy posztajmić” itd. Z założenia więc te piosenki miały być lżejsze, inne od tych, które nagrałem i wyprodukowałem wcześniej. Stąd Sztajemka. Bawimy się w to już kilka lat. Wcześniej traktowaliśmy ją jako projekt poboczny, zabawę, przebieraliśmy się za pijaków na koncerty, to były lżejsze tematy i treści. Jednak, jak już rozmawialiśmy, ciężko było oprzeć się pokusie, żeby umieścić tam też drugie dno.

Jakie Bzyk i Sztajemka mają plany na krakowski koncert? Będzie coś specjalnego?

W Krakowie gramy w Pięknym Psie, znanym dobrze wszystkim krakowianom. Płytę nagrałem z jazzmanami - Antkiem Dębskim, Tomkiem Grzegorskim i Sławkiem Bernym. Miałem przyjemność współpracować ze świętej pamięci Jarkiem Śmietaną i Wojtkiem Karolakiem, poznaliśmy się ponad dekadę temu przy okazji „Story of Polish Jazz”. I kiedy mam okazję nagrywać takie rzeczy jak Sztajemka, zawsze staram się to robić z jazzmanami, żeby przynajmniej pięćdziesiąt procent składu to byli jazzmani. To są świetni instrumentaliści, z którymi dobrze się po prostu pracuje. Natomiast na koncercie będzie z nami Jacek Korohoda, czyli krakowski bluesman i jazzman, który występuje z nami na żywo a także nagrał ze mną płytę Sztajemki. Będzie tez mój kolega z WU-HAE Błażej Betlej, z którym pracowałem nad tą płytą i z którym mamy wspólny dar szybkiego tworzenia piosenek. Zagra też zespół Week'n'Roll z Krakowa, w którym gra nasz basista koncertowy Karol Masternak. Będzie energia i humor, które spłyną ze sceny, ale obędzie się bez wirtuozów. Po prostu polecimy z energią.

Bzyk i Sztajemka
12 stycznia  2017, godz. 19.00
Klub Piękny Pies
ul.Bożego Ciała 9, Kraków   

Zdjęcie: Jacek Gancarczyk


Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.