PILNE

Chętne szkoły otrzymają od miasta … lodówki

24 maja 2018 Miasto
Autor:  Anna Kolet-Iciek

Radni zobowiązali prezydenta do zakupu lodówek dla krakowskich szkół. Ma do nich trafiać żywność, której dzieci nie są w stanie zjeść.

Zdaniem pomysłodawców przyjętej wczoraj uchwały kierunkowej lodówki ograniczą ilość wyrzucanego jedzenia, bo z produktów wkładanych do chłodni będą mogli korzystać inni uczniowie.

- Miasto powinno wspierać tego typu inicjatywy, ucząc przy okazji dzieci, że nie wolno wyrzucać jedzenia do kosza - tłumaczy Łukasz Wantuch z klubu Przyjazny Kraków, który przygotował uchwałę.

Za takim rozwiązaniem opowiedziało się wczoraj 16 radnych. 10 było przeciw, a 11 wstrzymało się od głosu.

Na “nie” zagłosowała m.in. Małgorzata Jantos, która ideą foodsharingu (czyli dzielenia się jedzeniem) od dawna próbuje zarazić krakowskie szkoły. - Ta koncepcja sprawdza się w Berlinie czy Warszawie, więc mogłaby sprawdzić się również u nas, ale zaczynanie od zakupu lodówek to wyrzucanie pieniędzy w błoto - argumentuje radna Jantos.

Jej zdaniem, miasto powinno zacząć od edukacji i zachęcenia szkół do świadomego wzięcia udziału w programie. - Radny Wantuch, wyskakując przed szereg ze swoim projektem zepsuł całą koncepcję, nad którą pracuje od dawna - dodaje radna Jantos.

Inni radni zastanawiali się, kto będzie czuwał nad jakością i świeżością produktów, które trafią do lodówek i kto odpowie w razie ewentualnego zatrucia pokarmowego. Podobne wątpliwości ma prezydent Jacek Majchrowski, który negatywnie zaopiniował projekt uchwały zgłoszony przez radnego swojego klubu.

“Zakup lodówek do przechowywania w szkole żywności przyniesionej przez uczniów i jej redystrybucja są niezasadne, ponieważ nie ma podmiotu, który czuwałaby nad jakością i świeżością tych produktów - napisał prezydent Jacek Majchrowski w swojej opinii - . Przekazywanie uczniom posiłków z niewiadomego źródła, o nieznanej dacie przydatności do spożycia jest wysoce nieodpowiedzialne i może narażać ich zdrowie. Takie działania z pewnością spowodowałyby wydanie zaleceń i wystawienie mandatów podczas kontroli Sanepidu”.

Łukasz Wantuch podkreśla jednak, że negatywna opinia prezydenta wynika z niezrozumienia tematu. - Nie chodzi o to, aby do lodówek trafiały nadgryzione kanapki, ale wyłącznie produkty zapakowane, takie jak serki czy jogurty oraz warzywa i owoce - tłumaczy radny i dodaje: - W każdej szkole są głodne dzieci, które często wstydzą się do tego przyznać.

Taka lodówka na jedzenie, którego dzieci nie są w stanie przejeść, stoi od kilku miesięcy w Szkole Podstawowej nr 34.

Teresa Stolarczyk- Michałowska, wicedyrektor podstawówki potwierdza, że nie mogą do niej trafiać przyniesione z domu kanapki. - Nasza szkoła korzysta z programów, dzięki którym dzieci otrzymują w szkole owoce, warzywa oraz mleko lub jego przetwory i to głównie te produkty znajdują się później w lodówce, bo nie każdy uczeń ma w danej chwili ochotę na jogurt czy jabłko - tłumaczy dyrektor Stolarczyk- Michałowska.

Z jej obserwacji wynika, że dzięki lodówce dzieci wyrzucają mniej jedzenia, a produkty wkładane do chłodni szybko znikają. - Głównie zjadają to uczniowie starszych klas, których nie obejmują programy owoce i warzywa oraz mleko w szkole, ale także dzieci, które przychodzą na lekcje bez drugiego śniadania, a takich nie brakuje - przyznaje Teresa Stolarczyk- Michałowska.

Dzięki chłodni produkty zachowują dłużej świeżość, a szkoła na bieżąco sprawdza ich daty przydatności do spożycia.

Teraz prezydent ma dwa tygodnie na wysłanie do szkół i przedszkoli pytania, czy byłyby zainteresowane otrzymaniem chłodni. Radny Wantuch szacuje, że po lodówki zgłosi się nie więcej niż 10 szkół. Koszt zakupu jednej chłodni to ok. 1500 zł.

Fot. pixabay.com

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.