- To polityczna pułapka, w którą nie powinniśmy wpadać, jeśli chcemy utworzyć w Nowej Hucie muzeum z prawdziwego zdarzenia. Tak Tomasz Urynowicz, radny PO komentuje propozycję swojego politycznego przeciwnika Jana Franczyka (PIS), by w nowej nazwie obecnego Muzeum PRL pojawiło się słowo “komunizm”.
Jako pierwszy z pomysłem zmiany nazwy nowohuckiego muzeum wystąpił kilka tygodni temu Tomasz Urynowicz, który wcześniej zabiegał, by ta placówka nie zniknęła z mapy kulturalnej Krakowa. Gdy kryzys został zażegnany i od przyszłego roku muzeum finansowane będzie z budżetu Krakowa, Urynowicz zasugerował władzom miasta połączenie istniejącej placówki z trasą turystyczną “Podziemna Nowa Huta” i nową nazwę - Muzeum Nowej Huty. Swój pomysł nazwał “mocnym projektem promującym dzielnicę”.
- Mamy już przecież Muzeum Podgórza, a Muzeum Historyczne Miasta Krakowa ma zmienić się w Muzeum Kraków - przypomina Urynowicz. - Nie muszę chyba dodawać, że zgoda na zamianę nazwy byłaby cennym gestem wykonanym przez władze miasta w kierunku mieszkańców naszej dzielnicy.
Pomysł radnego spodobał się prezydentowi Majchrowskiemu, który uznał, że koncepcję rozszerzenia narracji muzeum o Nową Hutę jest interesująca, z dużym potencjałem rozwojowym, a przeniesienie środka ciężkości i głównego zakresu rzeczowego Muzeum PRL-u z historii Polski Ludowej na Muzeum Nowej Huty za uzasadnione. I kiedy wydawało się, że wszystko zmierza ku dobremu, głos w dyskusji zabrał nowohucki radny Jan Franczyk z PiS.
Stwierdził on, że Muzeum Nowej Huty, co prawda zaspokoi nowohuckie ambicje, ale nie będzie miało szansy stać się atrakcją nie tylko dla turystów z Zachodniej Europy, Ameryki czy Japonii, ale nawet ze Szczecina lub Kołobrzegu. Poza tym “odgrzałoby stary podział: na inteligencki, konserwatywny Kraków (ze swoim muzeum) i robotniczą, postępową Nową Hutę (również z własną placówką muzealną)”.
- Bierut byłby zadowolony - skwitował Jan Franczyk. Radny zaproponował w zamian inną nazwę: „Muzeum Historii Polski – Czasy komunizmu”.
- To polityczną pułapką, w którą nie powinniśmy wpadać, jeśli rzeczywiście chcemy doczekać instytucji muzealnej z prawdziwego zdarzenia - komentuje propozycję Urynowicz.
Przypomina też, że obecne Muzeum PRL-u jest drugim już działającym w tym miejscu. Poprzednie, które było oddziałem Muzeum Historii Polski, po trzech latach działalności zostało rozwiązane z uwagi na spory wokół kształtu wystawy stałej. - W jego radzie programowej zderzyli się zwolennicy opcji politycznej z obyczajową, czyli polskiego odpowiednika budapesztańskiego Muzeum Terroru z Muzeum Małego Fiata. Fakt, że obecnie działające Muzeum PRL-u dopiero w konkursie zdołało wybrać koncepcję wystawy stałej zdaje się potwierdzać moją intuicję, że politycznego porozumienia wokół jej kształtu w dalszym ciągu nie da się osiągnąć - mówi Urynowicz.
Dodaje też, że w obliczu zbliżających się kampanii wyborczych doprowadziłoby to do blokady prac nad muzeum na kolejne lata, a być może nawet całkowite zarzucenie tego pomysłu.
- Rozumiem oczywiście, że propozycja Jana Franczyka wpisuje się w politykę historyczną PiS-u, mam jednak nadzieję, że górę weźmie w tym przypadku dobro dzielnicy.Nowa Huta potrzebuje tego Muzeum, podobnie jak Muzeum potrzebuje Nowej Huty. Odłóżmy na bok bieżącą politykę i spory o PRL, zróbmy muzeum dedykowane dzielnicy i jej mieszkańcom, opowiadające o epoce z ich perspektywy - zachęca Urynowicz.