PILNE

Dyngowanie i nielegalne pisanki, czyli święta w Krakowie [ROZMOWA]

15 kwietnia 2017 Kultura
Autor:  Rozmawiała: Małgorzata Bożek

Public Domain - Pixabay.com

Nielegalne pisanki, które uratował prezydent Majchrowski, Siuda Baba i podróż kościelnych dzwonów do Rzymu – Małopolska od wieków obrastała w wielkanocne tradycje, których ślady zachowały się w naszej kulturze po dziś dzień. Krakowianie do czwartku musieli być w pełni przygotowani do świąt, by potem oddać się sprawom wyższym. O tym, co zaprzątało ich myśli, jakich produktów nie mogło zabraknąć w każdym krakowskim domu i dlaczego święta w naszym mieście trwały o jeden dzień dłużej – pytamy Krystynę Reinfuss-Janusz z Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie.

Małgorzata Bożek: Wielkim świętom kościelnym towarzyszyły od dawien dawna obrzędy i obyczaje ludowe, podobnie było z Wielkanocą. Jakie były te szczególnie charakterystyczne dla Małopolski?

Krystyna Reinfuss-Janusz: Tradycji było bardzo wiele. Do czwartku trzeba było wysprzątać dom, upiec ciasta, aby potem zyskać czas na wszystkie obrzędy kościelne, na modlitwę. Mazurki i babki musiały też swoje odleżeć, dlatego przygotowywało się je wcześniej. W Wielki Czwartek milkły dzwony, mówiono, że pojechały do Rzymu, aby odzyskać głos. Nocami w Wielkim Tygodniu palono też ogniska, bo w sobotę święcono ogień. Każdy zabierał do domu kawałeczek zwęglonego patyczka jako talizman na szczęście. W Wielki Piątek przestrzegano ścisłego postu, nie jedzono nawet ciepłego posiłku. W ten dzień zaczynało się też chodzenie po kościołach i oglądanie grobów Jezusa, przy których w różnych regionach Polski, również w Małopolsce, ustawiane były straże, często w przebraniach, np. rycerzy. Zgodnie z obyczajem krakowskim trzeba było odwiedzić przynajmniej siedem kościołów i zobaczyć w nich groby. Po ulicach i wsiach biegali chłopcy z drewnianymi kołatkami, terkotkami lub taradajkami, czyniąc nieznośny hałas, który miał odstraszać zło, chronić ludzi. Przeganiano wodne demony. Woda miała bardzo duże znaczenie, z jednej strony była symbolem oczyszczenia, z drugiej stanowiła zagrożenie.

Symbolika wody dawała o sobie znać także w lany poniedziałek.

Tak, ale to był już kolejny etap Świąt. Właśnie wtedy zaczynały się różnego rodzaju psikusy, żarty, które nie polegały tylko na polewaniu wodą. W wielu podkrakowskich miejscowościach zdarzały się sytuacje, że wóz lądował na kalenicy domu albo ktoś wypuszczał bydło sąsiada z zagrody. W Olkuszu po wsi chodził cygan z workiem sadzy i czernił okna, a czasem i ściany domów, najczęściej należących do dziewcząt, które w jakiś sposób zawiniły w karnawale – nie chciały tańczyć, odmawiały kawalerom. A dom był przecież wysprzątany, pobielony na święta. Dziewczyna musiała więc brać się do pracy i czyścić sadzę. Wtedy stawała się łatwym celem do oblania wodą. Śmigus-dyngus, utożsamiany dziś z Lanym Poniedziałkiem, stanowił kiedyś dwa odrębne zwyczaje.

Na czym polegały?

Śmigus był bliższy dzisiejszej tradycji polewania wodą, tyle że polegał na biciu, oczywiście symbolicznym, wierzbowymi witkami, co podobnie jak oblewanie miało działanie oczyszczające, uzdrawiające. Dyngus natomiast wiązał się z wielkanocnymi przebierańcami, którzy chodzili po domach i za wykupienie się od „dyngowania”, czyli polewania wodą, zbierali podarunki. Kościół zwalczał tego rodzaju zwyczaje, w XV wieku wydano nawet dokument Dingus prohibeatur, który przestrzegał przed dyngusowymi zwyczajami, widząc w nich okazję do nagabywania o jaja i podarki. W okolicach Limanowej przebierańcy byli odziani od stóp do głów w słomę, która stanowi symbol urodzaju. W okolicach Wieliczki i Niepołomic chodzili chłopcy z tzw. ogródkami (z wózkiem umajonym pędami widłaka), a w powiecie krakowskim z pasyjkami (figurką Chrystusa Zmartwychwstałego), w Prądniku koło Krakowa obnoszono po domach drewnianego baranka zwanego traczykiem. Przebierańcy i chłopcy za deklamowane oracje i życzenia pomyślnych plonów otrzymywali datki, jajka, placki, itp .

Była też typowo krakowska Siuda Baba i pucheroki.

Tak. Pucheroki to przebierańcy, którzy chodzili po domach, ale tylko w Niedzielą Palmową. Nazywali się tak od słowa „puer”, czyli „chłopiec”. Mieli specjalne czapki i również wygłaszali mowy, za które dostawali jajka. Zachowało się to w Bibicach i w Zielonkach, dlatego że tam znajdowała się filia Akademii Krakowskiej. W Krakowie to zostało zakazane, bo oracje żaków w krakowskich kościołach były zbyt wesołe. Legenda o Siudej Babie jest natomiast związaną z podkrakowską wsią w okolicach Wieliczki, Lednicą, gdzie dziewice miały pilnować świętego ogniska, a bezpieczeństwa ich samych strzegli strażnicy. Pewnego dnia wszystkie dziewice jednak uciekły. „Siuda” oznacza „kotna”, czyli rozmnażająca się, płodna, przynosząca życie, co oczywiście wiąże się z wielkim odrodzeniem, opanowującym wtedy przyrodę, z budzącym się po zimie życiem.

Jak wyglądała Siuda Baba?

Był to mężczyzna z twarzą pokrytą sadzą, ubrany w łachmany. Miał zawiniątko, które symbolizować miało dziecko, a także różaniec z kasztanów i często krzyż, czasem nabity gwoździami. Siudej Babie towarzyszył przebrany mężczyzna, który niósł koszyk. Siuda Baba czerniła twarze, u niej również trzeba było się wykupić, podobnie jak u innych wielkanocnych przebierańców, najczęściej świątecznymi przysmakami.

Jakie są typowo krakowskie wielkanocne potrawy?

To oczywiście jajka, tradycyjne pisanki. Co ciekawe w Krakowie w 1915 roku wprowadzono zakaz pisania jajek. Był to okres wojenny i władze austriackie uważały, że tworzenie pisanek to marnowanie jedzenia. Właściwie dekret ten zniósł dopiero kilka lat temu prezydent Jacek Majchrowski.

Czyli pisanki powstawały przez lata nielegalnie?

Właściwie tak. Obok jajek w świątecznym koszyku musiały się też pojawić kiełbasa, masło czy sól - będąca symbolem oczyszczenia ze względu na swoje właściwości odkażające i konserwujące. Był też oczywiście chrzan, który przez swój gorzki smak kojarzył się z męką Chrystusa na krzyżu. Nie mogło też zabraknąć chleba. Jego kawałek zakopywano po świętach, żeby poświęcona ziemia dawała dobre plony. Koszyki wielkanocne były duże, wszystkiego było w nich po trochę, z tego przygotowywało się bowiem potrawy w kolejne świąteczne dni. Panie w dworach i w mieście obdarowywały swoich poddanych różnego rodzaju świątecznymi przysmakami.

Były też babki.

Babki były rozmaite – szafranowe, muślinowe, maślane, drożdżowe. Ich rodzajów było całe mnóstwo. Sama nazwa wzięła się podobno od tego, że król Stanisław Leszczyński kochał opowieści o Ali Babie i wygląd ciasta skojarzył mu się z turbanem bohatera tych historii.

A jak to było z żurem i chrzanówką?

Żur, czyli zakwas z wodą, jadło się przez cały post. Czasami podawało się go z ziemniakami, czasami dolewało do kapusty, ale serwowany był bez omasty, bez specjalnych dodatków. Natomiast w święta też spożywano żur, on się różnie nazywał, bo mogła być chrzanówka, święconka czy święcelina. Gotowano go zwykle na wywarze z wędzonych kości lub z szynki wędzonej i dodawano do niego wszystko to, co było poświęcone, a więc kiełbasę, jajka, chleb, a czasami także serwatkę czy maślankę. Różnego rodzaju żury i chrzanówki są wpisane na listę tradycyjnych produktów Małopolski, między innymi krzonówka z Sułkowic, przyrządzana właśnie na serwatce, z kiełbasą, boczkiem i szynką.

Wielka Niedziela to był już czas pełnego świętowania?

Zawsze pierwszy dzień świąt był w pełni oddany Bogu. To było całkowite wyciszenie, spędzało się czas w gronie rodzinnym, zjadało rano wspólny posiłek, który przygotowywany był z poświęconych pokarmów. W zasadzie później się już nie gotowało. Dawniej nie składało się życzeń sobie nawzajem. Wszyscy wspólnie mówili, że życzą sobie, żeby Bóg im pozwolił doczekać następnego Zmartwychwstania, kolejnej Wielkanocy.

Jakie jeszcze wielkanocne tradycje były charakterystyczne dla Krakowa?

Oczywiście Emaus, choć również w innych miastach odbywały się tego rodzaju wydarzenia. Na pamiątkę spotkania Jezusa z apostołami w drodze do Emaus pielgrzymowano do kościołów poza bramami miasta, nie tylko na Zwierzyniec, który teraz najbardziej kojarzy się nam z tą tradycją. W XIX wieku Emaus obchodzono w Krakowie przy kościele Świętych Sebastiana i Rocha, św. Gertrudy. Odbywały się wówczas odpusty, na których znaleźć można było różnego rodzaju drewniane zabawki (mebelki, grzechotki, terkotki, pukawki), figurki: kiwającego się Żyda, Lajkonika, krakowiaków czy różańce z ciasta, piernikowe serca, obwarzanki oraz zabawki, które miały odpędzać demony lub przynosić szczęście, niekiedy ich pochodzenie wiązało się z prastarymi obrzędami zadusznymi . Do takich należały „drzewka szczęścia”. Organizowano także loterie, nagrody można było zdobyć również na strzelnicy. Drugim krakowskim świętem była Rękawka, obecna po dziś dzień, choć w nieco innym charakterze.

Co się zmieniło w jej obchodach?

Kiedyś bardziej przypominała Emaus, od jakiegoś czasu nawiązuje jednak do czasów Słowian. Pojawiają się wojowie i kobiety w strojach słowiańskich, przygotowywane są też tego typu potrawy. Całość obchodów wiąże się z legendą o założycielu Krakowa – wszystko odbywa się przecież na słynnym Kopcu Kraka, w miejscu domniemanego pochówku pierwszego władcy miasta. Wielkanoc ma zresztą też wymiar przypominający nieco zaduszki, jest ich wiosenną odmianą.

Dlaczego?

W miejscu gdzie odbywa się Rękawka były prawdopodobnie w czasach pogańskich praktykowane obrzędy związane z wiosennym kultem zmarłych. Wzniesiony w XI lub XII wieku kościółek pod wezwaniem św. Benedykta, którego święto przypada na 21 marca, w pierwszy dzień wiosny, był przeciwstawieniem się praktykom pogańskim w tym miejscu, czyli właśnie zaduszkom wiosennym. W X wieku kościół rzymski ustalił jesienne zaduszki. Jeszcze w XVI wieku w czasie Rękawki praktykowano prastare obrzędy mające na celu świadczenie przysług zmarłym – sadzenie drzew, rozsiewanie pieniędzy tzw. św. Jana oraz szermiercze igrzyska. W XIX wieku z góry rzucano tłumowi zebranemu u podnóża wzgórza święcone jajka, jabłka, chleb, orzechy i inne produkty, które są obrzędowym pokarmem zmarłych. Władze austriackie zakazały tych praktyk i wprowadziły na wzgórze koło kościółka św. Benedykta kiermasze odpustowe, karuzele, katarynki, wszystko to, co było na Emausie.

Wydaje się, że Wielkanoc ma nawet więcej tradycji i obyczajów niż Święta Bożego Narodzenia, czy tak faktycznie jest?

Ich liczba jest raczej podobna. W zwyczajach, które niekiedy nawiązują do czasów pogańskich, zawsze przebija troska o zapewnienie urodzaju, zdrowia i pomyślności. W czasie świąt Bożego Narodzenia, między innymi, wnoszenie snopków zboża do izby ma zapewnić urodzaj, zaś jedzenie grochu, fasoli dobre zdrowie. W okresie Wielkanocy polewanie wodą i chłostanie witkami brzozowymi zapewnia zdrowie, a zakopany poświęcony chleb czy wetknięte do ziemi krzyżyki z poświęconej palmy dobre zbiory. W wielu zwyczajach pojawiają się przedchrześcijańskie pierwiastki, które Kościół zawłaszczył.

Zdjęcie: Pixabay.com (Public Domain)

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.