Grupa uczniów gimnazjum w Świątnikach Górnych od niemal dwóch tygodni podróżuje na gapę komunikacją miejską. To ich protest przeciwko uchwale Rady Miasta Krakowa, w której zostali pominięci. Urząd miasta odpowiada: "zapisanie dziecka do szkoły poza Krakowem to integralna decyzją jego opiekunów", co można odczytać: "sami są sobie winni".
Od początku października wszyscy gimnazjaliści uczący się w krakowskich szkołach mogą korzystać z bezpłatnych przejazdów komunikacją miejską. Dotyczy to nawet tych dzieci, które mieszkają poza miastem. Wystarczy, że w szkolnej legitymacji mają pieczątkę krakowskiej szkoły i już nie muszą kasować biletu. Z podobnego przywileju od ubiegłego roku korzystają również uczniowie szkół podstawowych. Dzięki temu rodzina z jednym dzieckiem może zaoszczędzić rocznie ok. 500 zł.
A co jeśli pieczątki nie ma? Wówczas dziecko musi mieć przy sobie bilet, nawet jeśli jest mieszkańcem Krakowa. Na ten absurd zwrócili uwagę sami rodzice. - Czujemy się pokrzywdzeni - mówi Małgorzata Olszak, mieszkanka Swoszowic, której córka uczy się w gimnazjum w Świątnikach Górnych. - Wybraliśmy tę szkołę, ponieważ jest nie tylko ładna, przestronna i ma dobrą ofertę edukacyjną, ale przede wszystkim mamy do niej bliżej niż do naszego rejonowego gimnazjum. Córka jedzie tam autobusem 15 minut, do szkoły w Krakowie też mamy 15 minut, ale głównie stania w korkach - mówi Małgorzata Olszak.
Okazuje się, że oprócz córki pani Małgorzaty, w samym tylko gimnazjum w Świątnikach uczy się 15 dzieci z Krakowa. Według szacunków rodziców (oficjalnych danych urząd miasta nie zbiera) w całym mieście może mieszkać nawet kilkaset uczniów, którym nie przysługują darmowe przejazdy.
- Tymczasem dzieci mieszkające w Świątnikach, ale uczące się w Krakowie z takiej pomocy korzystają - denerwuje się Małgorzata Olszak.
Wspólnie z innymi rodzicami uczniów świątnickiego gimnazjum wysłała już w tej sprawie list do Jacka Majchrowskiego. Rodzice proszą w nim prezydenta o taką zmianę lub interpretację niedawnej uchwały rady miasta, by ich dzieci również mogły podróżować po Krakowie za darmo. - Przecież to my płacimy w tym mieście podatki, a nie mieszkańcy Świątnik, Wieliczki, czy Zielonek - mówi pani Małgorzata.
Na razie rodzice nie otrzymali jeszcze odpowiedzi na swoje pismo. W oczekiwaniu na reakcję władz Krakowa część z nich, w tym pani Małgorzata, postanowiła, że ich dzieci w proteście będą podróżować na gapę. - Jeśli zdarzy się kontrola biletów to pokażą legitymację, w której oprócz pieczątki szkoły, jest też informacja, gdzie uczeń mieszka, a w tej rubryce nasze dzieci mają krakowskie adresy - mówi Małgorzata Olszak.
Po interwencji rodziców problem zainteresowali się miejscy radni. Aleksander Miszalski z PO złożył w tej sprawie interpelację do prezydenta.
- Fakt, że dzieci, które mieszkają w granicach miasta i uczą się w szkołach w sąsiednich gminach nie mogą korzystać z bezpłatnej komunikacji w Krakowie pomimo tego, że ich rodzice odprowadzają tutaj podatki jest pewnego rodzaju niesprawiedliwością - zaznacza Aleksander Miszalski, radny PO. - Dlatego zwróciłem się do prezydenta z prośbą czy byłaby możliwa zmiana uchwały, tak aby bezpłatna komunikacja przysługiwała uczniom zamieszkałym na terenie Krakowa, czego dowodem będzie okazanie ważnej legitymacji szkolnej z krakowskim adresem zamieszkania, niezależnie od tego, gdzie znajduje się szkoła.
Łukasz Wantuch z klubu Przyjazny Kraków rozwiązania postanowił natomiast poszukać na Facebooku.
- Zapytałem, czy ktoś ma pomysł, jak wybrnąć z tej sytuacji, bo zgadzam się, że to niesprawiedliwe w stosunku do mieszkańców Krakowa - mówi Wantuch.
Na razie jednak nie doczekał się sensownych podpowiedzi. Ktoś zaproponował, żeby Kraków wszystkim dzieciom umożliwił bezpłatne przejazdy niezależnie od tego, gdzie mieszkają i w jakiej szkole się uczą. To jednak byłoby dość kosztowne rozwiązanie. Już teraz na bezpłatną komunikację miejską dla uczniów krakowskich szkół miasto wydaje ok. 7 mln złotych rocznie.
Z kolei zdaniem radnego Wantucha branie pod uwagę miejsca zameldowania dziecka dawałoby pole do nadużyć. - Skończyłoby się tak, jak w przypadku wjazdówek do strefy B, że w jednym krakowskim mieszkaniu byłoby zameldowanych 20 dzieci spoza miasta - twierdzi radny.
Jego propozycja jest taka, aby to dyrektor szkoły, do której uczęszcza dziecko wystawiał zaświadczenie, w którym potwierdzałby, że jego uczeń mieszka w Krakowie.
- Mogę oczywiście wystawić takie zaświadczenie, ale nie mam przecież pewności, że dane dziecko, które jest zameldowane w Krakowie rzeczywiście tam mieszka, a jego rodzice odprowadzają podatki - mówi Maria Wilczek-Krupa, dyrektor Niepublicznej Szkoły Podstawowej im. Stanisława Lema w Bibicach, do której również uczęszczają dzieci, mieszkające w Krakowie.
Zapytaliśmy w Zarządzie Infrastruktury Komunalnej i Transportu, jaki pomysł na rozwiązanie problemu mają urzędnicy. Okazuje się, że nie mają żadnego. Zamiast tego Michał Pyclik, rzecznik prasowy ZIKiT poinformował nas, że “zapisanie dziecka do szkoły zlokalizowanej poza obszarem gminy Kraków jest integralną decyzją jego opiekunów, która skutkuje niemożnością korzystania z przedmiotowego uprawnienia”. Dodał też, że z bezpłatnych przejazdów na terenie Krakowa mogą korzystać dzieci objęte programem Krakowska Karta Rodzinna 3+ (przysługuje rodzinom z minimum trójką dzieci), niezależnie od miejsca lokalizacji szkoły.