Ponad 11 milionów Polaków wchodzi codziennie na Facebooka. Komunikator totalny. 11 milionów to widownia porównywalna do tej, jaka towarzyszyła transmisjom telewizyjnym największych sukcesów Adama Małysza. Wśród wchodzących obecni i przyszli wyborcy. Czy FB jest umiejętnie wykorzystywany w grze polityków o nasze głosy? Czy lajk przełoży się na głos przy urnie? Może tak być, o ile nasi politycy będą unikali pewnych prostych błędów. Jakich?
1. Mieszanie zbyt wielu aktywności na FB – wyborcy potrafią oddzielić zwykły lans od rzetelnej aktywności.
Przykładem niech będzie profil jednego z lokalnych radnych, który służy mu za ujście dla przeróżnych, nierzadko zresztą nieprzemyślanych pomysłów, najgorętszych komentarzy i wyskoków kulinarnych – wydaje się że każda aktywność intelektualna ląduje właśnie tam. Czyli profil od „upiekłem dziś bułki z cynamonem” poprzez „gdzie na Azorach jest dobry fryzjer?” do „moje cztery pomysły na smog”. Taki sposób komunikacji ma angażować maksymalnie dużą liczbę odbiorców, użytkowników FB. I zapewne w jakiejś mierze tak się dzieje. Ale czy to pokrywa się z szerszym uznaniem? Niekoniecznie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to rodzaj fejsbukowej nadpobudliwości. A pomysły i deklaracje będą przez wyborców niewątpliwie sprawdzone. Zdarza się też, że kilku radnych potrafi równolegle pochwalić się na FB, że doprowadzili osobiście do realizacji jakiejś inwestycji (syndrom „ja, ja, i tylko ja”). Od czasów wynalezienia Fejsbuka sukces ma jeszcze więcej ojców niż kiedyś.
2. Niewłaściwy język – komentarze polityków, zwykle ostrzejsze na FB niż na przykład te udzielane mediom, mogą być w nich wykorzystane bez ich wiedzy (Wiadomości TVP czynią tak niezwykle często). Efekt? Nasz ostry komentarz wyciągnięty z FB w formie print screena konfrontowany jest ze spokojną, wyważoną oceną polityka partii rządzącej udzieloną bezpośrednio do kamery. Politycy zdają się zapominać że FB to nie prywatny pamiętnik. W zdobywaniu audytorium na FB skuteczniejszy jest zgrabny język, poczucie humoru, odpowiednia długość postów, pewna kultura dyskusji, ale też naturalny dla charakteru danego polityka dobór tematów. Dobrym przykładem jest profil Roberta Biedronia, prezydenta Słupska (ponad 350 000 polubień!), a lokalnie w Krakowie – profil byłego działacza opozycji solidarnościowej Edwarda Nowaka (okazuje się, że da się napisać polityczny komentarz bez ślepego zacietrzewienia i płaskiej agresji).
3. Ryzyko utraty wiarygodności – grozi nam, kiedy napiszemy na FB patetyczny tekst o ciężkiej pracy dla Krakowa, zażywając kąpieli w jednym z podhalańskich Spa&Wellness, gdzie, niestety, niefortunnym zbiegiem okoliczności towarzyszą nam wyborcy z naszego okręgu. W podobną pułapkę możemy wpaść, kiedy powierzamy prowadzenie swojego FB pracownikom. Ekspert ds. public relations dr hab. Dariusz Tworzydło w rozmowie z news.krakow przestrzega: „Wykorzystywanie mediów społecznościowych przez polityków czy samorządowców często sprowadza się do powierzenia tych zadań asystentom. Właśnie dlatego dochodzi czasem do komicznych sytuacji, z których wynika, że polityk zamieszcza swoje przemyślenia, a w tym samym momencie jest widziany na uroczystości bez urządzenia, które taką operację mogłoby umożliwić. Bywa, że treści zamieszczane na profilach w mediach społecznościowych pozbawiane są jakiejkolwiek kontroli co prowokuje dodatkowo powstawanie wizerunkowych sytuacji kryzysowych. Dlatego jeśli działanie w mediach społecznościowych miałoby mieć sens, musi być prowadzone w sposób przemyślany i przez samego polityka bądź samorządowca”.
4. Utrata kontroli, czyli momenty poza świadomością – o tym, że zakrapiane alkoholem wieczory nie są sojusznikiem komunikacji na FB, nie trzeba chyba nikogo przekonywać przykładami. Gdy dopada nas żal do losu, który wyleje się z nas po kolejnej wlanej w nas szklaneczce whisky, bo przyjaciel okazał się nie być przyjacielem lub żona znalazła ciekawszego towarzysza w życiu, lepiej szybko wyjąć baterię ze smartfona i wyrzucić ją przez okno – rano lepiej żałować baterii niż myśleć, jak tu teraz zjeść tę fejsbukową żabę.
5. Ach, jakie to… zwyczajne – mało kto lubi dochodzić do wniosku, że nie zawsze inni błyskawicznie podzielają z nami opinię „ach, jaki jestem wspaniały”. Wyjęty z piekarnika sernik wygląda często po prostu jak „sernik i nic więcej”, ale dla dzielnego polityka to jego made by hand wyrób cukierniczy na miarę arcydzieła.
Dziś każdy, kto zdecyduje się na szerszą aktywność publiczną za pośrednictwem Facebooka, musi pamiętać, że jeśli wybierze profil publiczny, będzie to profil publiczny, oraz że jeśli wybierze profil prywatny – będzie to profil… publiczny. Do tematu na pewno wrócimy.