PILNE

Fotografista to nie zawód. Taki to tylko pstryko i pstryko [ROZMOWA]

08 sierpnia 2017 Kultura
Autor:  Rozmawiała: Małgorzata Bożek

fot. W. Majka

„Taki tylko pstryko i pstryko, mitręży czas” – usłyszał Adam Bujak w Zalipiu od fotografowanych kobiet. Inni „fotografiści” opowiedzieli o swoim pierwszym aparacie, który dostali np. już w szkole albo kupili podczas wycieczki do Kijowa, za pieniądze ze sprzedaży własnych ubrań. Wspominali też o tym, że dotarli na drugi koniec świata, by fotografować, albo że zrobili historyczne zdjęcie z okna swojego mieszkania. Ich opowieści zebrała Ewa Kozakiewicz.

Małgorzata Bożek: Dlaczego Opowieści fotografistów a nie fotografów?

Ewa Kozakiewicz: Fotografista miał połączyć fotoreporterów, fotografów artystów i wszelkiego rodzaju innych twórców fotografii. W Polsce niektórzy uważają za obraźliwe, jeżeli się powie o nich fotograf, inni twierdzą natomiast, że fotografik to jest „coś”. W moich trzech tomach spotykają się fotografowie różnych specjalizacji. Dlatego sięgnęłam do opowieści Adama Bujaka i Marka Gardulskiego, którzy spotkali się z takim potocznym określeniem „fotografiści”.

Opowiada Pani o tym na początku pierwszego tomu.

Tak. Kobiety w Zalipiu powiedziały Bujakowi, że fotografista to nie zawód i co on tak „pstryko i pstryko”. Bardzo go to rozbawiło. Sięgnęłam do słownika i okazało się, że to jest określenie, które było kiedyś używane i w ten sposób pogodziłam wszystkich. Do tego stopnia, że ci, którzy brali udział w tym projekcie – bo pierwsza część książki wyszła w 2003 roku, a ostatnia w 2016 – posługują się tym określeniem. Zostało więc przywrócone do życia i połączyło fotoreporterów, fotografów artystów i fotografów zakładowych czy fotografów specjalistów, zajmujących się jakąś wąską dziedziną.

We wstępie do pierwszej części książki Maciej Beiersdorf użył określenia, że Opowieści fotografistów to rodzaj zdjęcia familijnego. Co więc łączy twórców fotografii, których Pani opisuje?

Przede wszystkim to, że działają w Krakowie – albo się tu urodzili, albo zapuścili tu korzenie. Jednak patrzą na to miasto w różny sposób. Myślę, że pisząc o familijnym zdjęciu pan Maciej Beiersdorf miał na myśli to, że pewne kasty zawodowe się łączą. W pierwszym tomie chcieliśmy pokazać najwybitniejszych fotografów związanych z naszym miastem. Dlatego obowiązywała zasada, że pierwsze zdjęcie, które pojawia się za biogramem twórcy i jego portretem lub autoportretem, jest fotografią z Krakowa. W ten sposób powstał portret miasta – zrobiony przez różnych fotografów, w różnym czasie i w różnej stylistyce. Każdy fotografuje inaczej, poza tym zdjęcia pochodzą z różnych lat, jak np. wizerunek Piotra Skrzyneckiego z 1967 roku wykonany przez Zbigniewa Łagockiego, czy fotografia Stanisława Markowskiego pokazująca chłopców z flagami na ulicach Krakowa z 1982 roku, kiedy trwały zamieszki uliczne. Wystawa, którą otworzymy 10 sierpnia w Muzeum Historii Fotografii, będzie stanowiła wybór wszystkich zdjęć związanych z Krakowem. I to jest właśnie taki rodzaj portretu familijnego.

Zdjęcia Krakowa pokazywane w książce, jak Pani zaznaczyła, cechuje duża różnorodność. Czy można jednak powiedzieć, że miasto ma wpływ na twórczość fotografistów?

Tak, na pewno, to jest wzajemna stymulacja. Kraków jest takim miejscem, gdzie stale coś się dzieje. Poza tym do naszego miasta przyjeżdża wiele znaczących osób z całego świata, odbywają się kongresy, spotkania, wydarzenia kulturalne, koncerty. I to wszystko jest uwzględnione przez fotografów na zdjęciach. To jest dokumentacja życia kulturalnego, ale też pięknej architektury czy pejzaży miasta. Nie mówiąc o tym, że wiele rzeczy z czasem ginie, bo są miejsca, budowle i parki, które bezpowrotnie znikają.

Są też niepowtarzalne chwile.

Tak, aparatem notuje się niezwykłe wydarzenia. W pierwszej części książki jest np. zdjęcie Adama Golca pokazujące zachowanie Wisławy Szymborskiej w momencie kiedy dowiedziała się o otrzymaniu literackiej Nagrody Nobla w 1996 roku. Wszyscy pojechali do niej do hotelu Astoria do Zakopanego i noblistka na tym zdjęciu puka się po głowie. To jest moment historyczny! Są więc postacie i sytuacje niepowtarzalne. Fotograficy czerpią z tego, nie mówiąc o tym, że faktycznie aura miasta i sytuacje wpływają na to, że nawet bez zamówienia robią tego rodzaju zdjęcia. Wiele z nich trafia do prywatnych archiwów i jest niewykorzystanych. Można powiedzieć, że ta publikacja zjednoczyła fotografów do tego, żeby pokazać również swój nieoficjalny dorobek.

W Opowieściach fotografistów punktem wyjścia jest Kraków, ale wiele dzieje się też pomiędzy.

Przede wszystkim postawiłam sobie za cel, żeby uporządkować życiorysy fotografistów. Są więc biogramy i dorobek, ale też osobista opowieść o tym, dlaczego zajęli się fotografowaniem. Starałam się, żeby każdy z nich zdradził mi, kiedy postanowił, że zostanie fotografem. Jedni już w szkole dostali pierwszy aparat fotograficzny, np. Wiesław Majka. Jest fotoreporterem prezydentów miasta Krakowa od 23 lat, uwieczniał ich już wielu. Opowiedział , że dostał aparat, mając 12 lat. W tamtych czasach nie wszyscy mieli aparaty, to było coś wyróżniającego. Kiedyś zobaczył, że ludzie oglądają zachodniej marki sportowy samochód. To było w czasach komuny na ulicy Szewskiej. Podszedł i zrobił zdjęcie. Tłum się rozstąpił, bo chociaż widzieli małego chłopca z aparatem, w ich oczach był osobą, która fotografuje coś ważnego.

A czy z tych zdjęć wyłania się jakaś wspólna wizja miasta?

Nie, to jest zbyt różnorodne. Te zdjęcia pokazują natomiast, że Kraków ma barwne życie, zwłaszcza kulturalne. Pojawiają się wydarzenia i postacie znaczące nie tylko dla kultury polskiej, ale i międzynarodowej, jak np. Tadeusz Kantor, powtarzający się w kilku przypadkach. Podobnie kardynał Franciszek Macharski, który był charyzmatyczną osobowością i po prostu lubiano go fotografować.

Czyli powtarzają się głównie miejsca i postaci?

Tak, ale zdjęcia pokazują też różnorodność stylów ludzi, którzy fotografują. Zbigniew Bielawka tworzy fotografie w czarnych ramkach, Jacek Wcisło też. Mają ortodoksyjne podejście dawnych fotografów. Kiedy już nakierują obiektyw aparatu, to jest kompletny kadr, z którego potem robi się odbitkę, i on nie może być już poprawiany. Natomiast w fotografii cyfrowej, której się teraz uprawia, wszystko można zmienić.

W drugim i trzecim tomie pojawia się więcej zdjęć artystycznych.

Pierwszy tom to było zarzucenie przeze mnie sieci, sprawdzenie czy to będzie ciekawe. Okazało się, że ludzie chcą opowiadać o swoich przygodach i mają co pokazać. W drugim tomie doszli fotograficy związani głównie z artystycznym nurtem fotografii, np. członkowie Związku Artystów Fotografików, i pokazali swoje eksperymenty. Np. Anita Andrzejewska prezentuje swoje podróże przez wysmakowane kadry, a Andrzej Pilichowski-Ragno przez różne miasta – Berlin czy Wiedeń. W trzecim tomie z kolei skupiłam się na ludziach, którzy specjalizują w konkretnej dziedzinie. Np. Pan Wojciech Gorgolewski zawsze pasjonował się lotnictwem i jest specjalistą właśnie od fotografii lotniczej. To bardzo trudne, bo wszystko fotografuje ze schodków helikoptera. Jest przypięty pasami i musi pokonać niebezpieczne sytuacje. Prowadzi w ten sposób dokumentację Polski z lotu ptaka. Sfotografował np. zabytkowy drewniany kościółek na Woli Justowskiej, który spłonął i to jest jedyne zdjęcie z góry tej budowli.

W czym jeszcze specjalizują się Pani rozmówcy?

Jacek Kubiena jest np. fotografikiem etnografem, ale również zajmował się dokumentacją konserwacji. Zrobił niepowtarzalne zdjęcie kopuły Kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu, kiedy była konserwowana. Był jedynym fotografem pracującym na zlecenie głównego konserwatora uwieczniającym wszystkie etapy prac. To ma wartość ponadczasową, za jakieś 50 czy 100 lat kolejni konserwatorzy będą się opierać na jego fotografiach. Kubiena zrobił też zdjęcia wsi, jakiej dziś już nie ma, oraz krakowskich szopek. Udokumentował też szopkę w postaci witraża w ścianie między dawnymi delikatesami w Rynku Głównym a Hawełką. Odkryto go, kiedy odsunięto lady. A kiedy fotografował polichromię w Kościele Franciszkanów, robił to w nocy i 12 ojczulków oświetlało mu ścianę w jednym punkcie, żeby uwidocznić detale. Praca fotografa jest więc często żmudna i specyficzna.

Jak Pani zdaniem fotografowie są postrzegani współcześnie? Różnie bywało z odbiorem tego zawodu, zawsze wydawał się fascynujący, ale często też kontrowersyjny.

Wydaje mi się, że dzisiaj fotografia się zdewaluowała, z jednej strony przez technologię, z drugiej przez powszechną dostępność aparatów fotograficznych i aparatów w telefonach komórkowych. Wszyscy teraz robią zdjęcia, wrzucają je do Internetu i one żyją swoim życiem. Jest ich taki natłok, że właściwie nie mamy nad nimi kontroli. Współczesna fotografia jest bardzo różnorodna, ale równocześnie bardzo łatwo się nabrać na to, że zdjęcie jest świetne. Są też mody, które każą fotografować tylko w określony sposób. Przykładowo Miesiąc Fotografii w Krakowie pokazuje, że jest główny nurt życia fotograficznego, bardzo wybitny, ale też są uboczne ścieżki. Możemy więc obserwować, jaka jest różnica między nimi, ich jakość i jakie przesłanie niosą, bo to też jest bardzo istotne, co na zdjęciu widzimy. Fotografia powinna coś mówić, przekazywać jakieś treści, emocje albo być odrębnym dziełem sztuki, gdzie kompozycja jest wysmakowana, widać formę, jakiś specjalny zamysł.

I takie zdjęcia znajdziemy na wystawie Opowieści fotografistów i w Pani książkach?

Tak, bo pojawiają się w nich ludzie, którzy naprawdę umieją fotografować. Przede wszystkim robią to, co chcą zrobić, a nie to co im wyszło. Wszystkim się wydaje, że skoro mają komórkę, to już robią dobre zdjęcia, a im po prostu czasem to wychodzi. Filozofka fotografii Susan Sontag mówiła, że amator zrobi milion zdjęć, ale jedno zdjęcie z tego miliona będzie dobre, natomiast zawodowiec na ten milion zdjęć powinien zrobić 999 tys. dobrych fotografii.

Zdjęcia dzięki uprzejmości Ewy Kozakiewicz i Muzeum Historii Fotografii

1. fot. Wiesław Majka - Ewa Kozakiewicz, 2. fot. Wiesław Majka - Kładka o. Bernatka (mat. MHF), 3. fot. MHF - Opowieści fotografistów tomy, 4. fot. Jerzy Szot - Ulica Szewska (mat. MHF) 

***

Wernisaż wystawy Opowieści fotografistów
10 sierpnia 2017, godz. 18.00,
Muzeum Historii Fotografii w Krakowie, ul. Józefitów 16.

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.