PILNE

Giertych: Chcę być szefem śledczej komisji do spraw “zbrodni” PiS

04 wrzesnia 2017 Miasto
Autor:  Magdalena Strzebońska-Jasińska, Anna Kolet-Iciek

Z Romanem Giertychem, adwokatem, politykiem i byłym ministrem edukacji rozmawiają Magdalena Strzebońska-Jasińska i Anna Kolet-Iciek.


Często bywa Pan w Krakowie?

Tak, bo prowadzę tu sprawy sądowe.

Ze znanymi nazwiskami w tle?

Nie powiem, bo to tajemnica zawodowa.

A lubi Pan Kraków?

Powiem więcej: ja kocham Kraków.

Za co?

Za tradycję, historię...

Za mieszkańców z konserwatywnymi poglądami?

Właśnie tak.

Mija 10 lat odkąd nie ma Pana w parlamencie. Zmienił się kraj, scena polityczna i zmienił się Roman Giertych...

Stałem się bardziej tolerancyjny. Przez tę dekadę pracy w adwokaturze nauczyłem się oceniać zjawiska, nie ludzi.

Zmiana też nastąpiła w poglądach politycznych. Porzucił Pan hasła antyeuropejskie.

To prawda. Dziś przyznaję się, że popełniłem błąd nawołując do głosowania przeciwko wejściu naszego kraju do struktur unijnych. To chyba moja najbardziej kluczowa zmiana w sensie politycznym.

Wielu uważa ją za koniunkturalną.

Ale tak nie jest. Uczciwie mówię o swojej pomyłce, bo czas pokazał, że opłacało nam się być w Unii Europejskiej i nadal się opłaca. Trzeba jednak wspomnieć, że wówczas jako Liga Polskich Rodzin protestowaliśmy nie przeciwko samej akcesji, lecz warunkom, które były wynegocjowane. Trzeba też pamiętać cały kontekst naszego sprzeciwu. Dotyczył on konstytucji europejskiej, która ostatecznie nie weszła w życie oraz wejścia do strefy euro, co też nie nastąpiło. Natomiast miałem bardzo dobrą intuicję jeśli chodzi o nasze zaangażowanie w Iraku. Uważam, że politycy PO i PiS popełnili błąd. Ta wojna przyniosła makabryczne efekty. Możemy obserwować je w postaci kryzysu na Bliskim Wschodzie, który odbija się również na Europie.

To złagodzenie kursu na proeuropejski pozwoliło Panu jednak zbliżyć się do Platformy Obywatelskiej.


Ja zawsze byłem blisko polityków PO. Z niektórymi się nawet przyjaźniłem. Donalda Tuska znam od 2001 roku. Przez cały pobyt w parlamencie byliśmy w przyjacielskich relacjach. W 2002 roku tworzyliśmy przecież koalicję czterech partii: PO, PIS, PSL i LPR przeciwko SLD. Potem zaowocowało to koalicją w Sejmiku Mazowieckim.

Wśród polityków PiS nie ma Pan przyjaciół?

Nie, bo to “wariaci”.

Jaką rolę pełni dziś Roman Giertych w polityce?

Żadną.  

Skorzystał Pan jednak z zaproszenia Tomasza Urynowicza, radnego PO i uczestniczył w spotkaniu z mieszkańcami Krakowa. Widzi się Pan jeszcze w parlamencie?

Niewykluczone, że będę do niego startować w najbliższych wyborach. W poprzednich byłem niezależnym kandydatem do Senatu. Szczerze mówiąc dziękuje Bogu, że się tam nie dostałem, bo z marszałkiem Karczewskim bym się okrutnie męczył. Nic bym nie robił poza chodzeniem z tymi nocnymi markami na głosowania.

A co chciałby Pan zrobić w parlamencie?

Chciałbym być szefem komisji śledczej powołanej do spraw badania “zbrodni” PiS. Taki mam cel.

Pojawi się Pan na listach Platformy Obywatelskiej?

To będzie zależeć od tego, w jakiej formule opozycja wystartuje do wyborów.

A może na listach krakowskiej PO?

Chcą mnie chyba panie skłócić ze wszystkimi krakowskimi politykami tej partii, więc jeszcze powtórzę, że nie wykluczam kandydowania, ale najchętniej zrobiłbym to z mojego warszawskiego okręgu. Ale kwestia mojego startu jest drugorzędna.

To znaczy, że musi się Pan dobrze czuć w adwokackiej todze?

Tak, z resztą szytej w Krakowie.

W Krakowie?

Tak, bo moim pracodawcą i mentorem był Marek Kotlinowski, krakowski adwokat, później wicemarszałek i sędzia Trybunału Konstytucyjnego. On poszedł do krawca i złożył zamówienie. Krawiec, przez pomyłkę, wypisał na todze inicjał imienia mojego ojca Macieja, który był wówczas bardziej rozpoznawalny niż ja.

Poprawił to Pan?

Nie. Taką togę noszę do dziś. Mam nadzieję, że przyda się też mojej córce Marii. Będzie miała jak znalazł.

Studiuje prawo?

Jeszcze nie, ale ma takie plany i myśli o adwokaturze. Zawód adwokata daje wolność. Pod warunkiem, że wytyczymy sobie pewne granice finansowe. Ja takie mam. Nie potrzeba mi wielkich pieniędzy. Nie marzę o kupowaniu jachtów i innych luksusach...

Dziś Pana kancelaria świetnie prosperuje. Mówiąc przekornie to zasługa Jarosława Kaczyńskiego, który w 2007 roku doprowadził do upadku koalicji rządowej PiS, Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony. Przestał być Pan wicepremierem i ministrem edukacji.

To prawda wyjście z rządu świetnie mi zrobiło. Wróciłem do zawodu.

Z Pana porad korzystają w dużej mierze politycy i ich rodziny….

Takie osoby stanowią zaledwie 5 procent mojej klienteli. Reprezentuje je, gdy są pozwane lub zamierzają kogoś pozwać lub też bronię, gdy są oskarżone. W tych sprawach politycy są osobami fizycznymi. Nie zgodziłbym się być pełnomocnikiem, gdyby byli na przykład członkami zarządów spółek skarbu państwa. Ani złotówki nie wziąłbym z publicznych pieniędzy.

To jest bezpieczne.

Zgadza się. Przez to CBA nie ma powodów, żeby czegoś na mnie szukać.

Znane osoby przynoszą adwokatom rozgłos. O procesach informują media, a to ma przełożenie na popularność konkretnych kancelarii. Adwokaci walczą, by takie sprawy mieć.

A ja uważam, że jest inaczej. W adwokaturze pieniądze zarabia się wtedy, gdy reprezentuje się biznes, a biznes lubi ciszę. Im mniej mojego zaangażowania w mediach, tym więcej mam klientów biznesowych.

Prezydent Andrzej Duda zawetował dwie ustawy: o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Zmienił Pan zdanie na temat jego osoby?

Gdyby prezydent nie zawetował tych ustaw, byłby pacynką Jarosława Kaczyńskiego, a po drugie złamałby prawo. Prezydent odczytał właściwie nastroje polityczne, że ludzie nie chcą oddać prezesowi PiS całej władzy. I teraz jego rolą do końca kadencji będzie to, by Kaczyński nie stał się dyktatorem. Trzeba wybaczyć Andrzejowi Dudzie błędy, które popełnił na początku kadencji. Odkupił już swoje winy. To, co mówię nie oznacza jednak, że nawołuje do jego poparcia.

Mamy początek roku szkolnego. Kiedyś mówił Pan, że najgorszym ministrem edukacji była Katarzyna Hall. Dalej Pan tak uważa?

Nie, prowadzenie objęła teraz Anna Zalewska, która odpowiada za obecną reformę szkolnictwa.

Ale to Pana osoba wzbudzała największe kontrowersje. Uczniowie skandowali “Giertych do wora, wór do jeziora”.

W moim przekonaniu rodzice popierali nasze zmiany.Wprowadziłem matematykę na maturze, mundurki, rady rodziców do szkół.

Sporo emocji budziła przygotowana przez Pana lista lektur. Teraz jest podobnie. Te zmiany, które zaproponował PiS powinny się jednak Panu podobać. Jest dużo Henryka Sienkiewicza i “Pan Tadeusz” w każdej klasie.

To dobrze, ale nie możemy ciągle tkwić w przeszłości.

A co się na tej liście lektur Panu nie podoba?

Wiersz “Krew” Jarosława Marka Rymkiewicza, nawiązujący do katastrofy smoleńskiej.

Tego konkretnego utworu nie ma w spisie. Nauczyciel będzie mógł wybrać dowolny wiersz Rymkiewicza.

Jestem pewien, że w gminach, w których rządzi PiS, dzieci będą czytać właśnie o krwi na białych rękawiczkach Tuska.


Rozmowa odbyła się po debacie w Klubie Pod Jaszczurami, której gościem był Roman Giertychem. Tematem spotkania, prowadzonego przez radnego Tomasza Urynowicza, było znaczenie praworządności dla rozwoju Polski. W debacie uczestniczyli również poseł Ireneusz Raś oraz Grzegorz Lipiec, członek Zarządu Województwa Małopolskiego. 

fot. strona FB Romana Giertycha

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.