Grzegorz Ziemiański - nowohucianin, dokumentalista i lokalny działacz. Założył grupę na portalu internetowym Facebook "Nowohucianie". Coś, co w założeniu miało zrzeszać kilka sportretowanych przez Grzegorza osób, delikatnie mówiąc wymknęło się spod kontroli. Na dzień dzisiejszy strona ma prawie 12 tysięcy członków, ponad 7 tysięcy polubień a sam fotograf może pochwalić się liczbą prawie 200 sfotografowanych mieszkańców Nowej Huty i podobną ilością przeprowadzonych rozmów.
Rodzina Grzegorza Ziemiańskiego przyjechała do Nowej Huty w okolicach 1957- 58 roku i zamieszkała na osiedlu Handlowym. Aktualnie mieszkanie Grzegorza znajduje się w jednym z bloków na os. Dywizjonu 303. - Nie wykluczam przeprowadzek, ale tylko w obrębie Nowej Huty. Nie wyobrażam sobie mieszkania gdzie indziej - śmieje się Grzegorz. Jak sam przyznaje, Nowa Huta to zupełnie inny świat. - Jadąc tutaj czuje się, że to nie Kraków. My, mieszkańcy Nowej Huty, też mówimy, że jedziemy do Krakowa, choć to przecież administracyjnie jedno miasto. Tutaj jest zieleń, szerokie ulice, to miejsce idealne do mieszkania z rodziną - wylicza.
Jak określiłby swój portal? - Dawniej, w początkach Nowej Huty, gdy infrastruktura nie była jeszcze tak bardzo rozwinięta, ludzie znali się i kojarzyli swoich sąsiadów. Razem jeździli do pracy, spotykali się więc na przystankach czy w sklepach. Chcę żeby ten portal był właśnie powrotem do tamtych czasów, by nie ogarnęła nas całkowita anonimowość miasta - wyznaje.
Kiedy rozpoczął się projekt "Nowohucianie"?
– Chyba w okolicach 2003 roku. Zaczęło się klasycznie, jak to u fotografów. Miały to być rozmowy i portrety osób znanych i zasłużonych dla Nowej Huty. Poprosiłem ludzi z bliskiego grona znajomych, czy mógłbym zajść do nich i zrobić im zdjęcia w ich mieszkaniach, ich intymnym otoczeniu. Tak powstała wystawa, która zawisła potem na ścianach Com- Com Zonu. Z początku byli to filmowcy, osoby związane ze sztuką, dawni działacze Solidarności, aktywiści czy zasłużeni dla nowohuckiego sportu. Gdy już powstały te pierwsze portrety, chciałem je dalej gdzieś eksponować i informować o tym tych, którzy się tam znaleźli. Najprościej było więc założyć fan page na Facebooku. Jakiś czas później okazało się, że zaczęły tam wchodzić i lubić go osoby które nie były sportretowane. Dokonałem więc wewnętrznego przewartościowania projektu - nie należy się ograniczać do osób z pierwszy stron gazet tylko wyjść do ludzi, "z ulicy" którzy również czują w sobie "nowohuckość". Oni też przecież mają ciekawe historie do opowiedzenia, a co najważniejsze chcą żeby ktoś ich wysłuchał. Wyszedłem więc do nich i zacząłem słuchać.
Jak się rozmawia z ludźmi "z ulicy"? To ciężkie zadanie, które sam sobie wyznaczyłeś?
– Nie jest łatwo, szczególnie fotografom jak ja. Gdy wyciągam aparat, często pierwszą reakcją jest - na co to panu, po co, gdzie to zdjęcie potem będzie. To niestety pokłosie poprzedniego systemu, w którym agenci fotografowali ludzi na ulicach, zakładali im teczki. Na szczęście mnie się jakoś udaje. Kluczem jest dla mnie młodsze pokolenie mieszkańców Nowej Huty. To oni najpierw wchodzą na mój fan page, piszą, że chcieliby porozmawiać. Potem pytają, czy nie chciałbym przeprowadzić wywiadu z ich rodzicami czy dziadkami i w ten sposób docieram do starszych pokoleń. Często proszę ich, by pomogli mi w takiej rozmowie. Przy bliskich ludzie bardziej się otwierają. A są to często ciężkie tematy, nacechowane bolesnymi przeżyciami - opowieści o poprzednim ustroju, represjach, działalności w Solidarności... Miałem np. okazję przeprowadzić wywiad z paniami, które broniły broniły przed wykopaniem krzyża w Nowej Hucie. Te bohaterki stały tam cały dzień z kankami mleka i wygrały. Takie historie są fascynujące i napędzają do dalszej pracy.
Nową częścią projektu "Nowohucianie" będą vlogi i materiały z Twoich podróży.
– Zgadza się. Udało mi się kupić niedawno kampera i już mam za sobą pierwszy testowy wyjazd w Beskid Niski. Chodzi o to, by móc spotkać się i odwiedzić nowohucian rozsianych po całym kraju. Zobaczymy jak to się rozwinie, już mam zaproszenia spoza granic ale to jednak melodia przyszłości, jeszcze nie ten etap.
"Nowohucianie" to już praca na pełen etat czy wciąż jeszcze hobby?
– Hobby, na które trzeba jednak zbierać pieniążki i samodzielnie je finansować a teraz zaczyna się to jeszcze przeradzać w podróże. Notabene, wzorce czerpię od państwa Walczaków, emerytów z Nowej Huty, którzy prowadzą bloga "Kamperem przez świat", choć klucz jest tutaj zupełnie inny. Tym kluczem do podróży jest właśnie projekt "Nowohucianie" i spotkania. Pomaga mi tutaj moja żona Magdalena, która nagrywa vlogi i je potem montuje. Wątpię, czy będziemy w stanie na tym kiedykolwiek zarabiać, raczej wiecznie trzeba będzie dokładać. Ale nie wyobrażam sobie teraz innego życia.
Link do grupy na portalu Facebook można znaleźć TUTAJ
Blog Grzegorza Ziemiańskiego znajduje się zaś TUTAJ