Przy torach kolejowych w Krakowie pojawiły się szpecące bohomazy. Witają pasażerów wjeżdżających na Dworzec Główny. - Welcome to the jungle - komentują cudzoziemcy mieszkający w Polsce, a Kraków bezradnie rozkłada ręce: Nic nie możemy z tym zrobić.
Sprawą napisów, które pojawiły się na garażach ustawionych wzdłuż torów, zajął się Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Najwięcej kontrowersji wzbudza wymowny rysunek z napisem "zakaz pedałowania". Pozostałe przedstawiają m.in. przekreślony sierp i młot, czy portret jednego z przywódców rewolucji kubańskiej Che Guevary. - Oto w jaki sposób faszyzujące grupy niszczą wizerunek Polski. Czy to ma być patriotyzm – przyklejanie nam łatki kraju zacofanego i nietolerancyjnego? – komentują przedstawiciele Ośrodka i zaraz dodają: - Chodzi jedynie o "zakaz pedałowania". Cała reszta to kwestia poglądów politycznych. Można się zgadzać, można nie.
Waldemar Domański, przewodniczący zespołu zadaniowego ds. ograniczenia bazgrołów w Krakowie oraz działacz Pogromców Bazgrołów widzi to nieco inaczej. Uważa, że wszystkie rysunki są szpetne i powinny zostać natychmiast usunięte. Problem w tym, że znajdują się na prywatnych murach, a zatem miasto nie może ich zamalować. Właściciele oszpeconych garaży też się do tego nie palą, bo - jak sami zaznaczają - to robota głupiego. - Od dawna jesteśmy w kontakcie z właścicielami tych garaży, bo w tym miejscu różnego rodzaju napisy pojawiają się systematycznie. Teraz również próbujemy ich nakłonić do ich usunięcia, ale oni nie chcą znów wydawać na to własnych pieniędzy, zwłaszcza, że z doświadczenia wiedzą, że zaraz pojawią się kolejne gryzmoły - tłumaczy Marek Anioł, rzecznik krakowskiej Straży Miejskiej.
Waldemar Domański od dawna postuluje zmiany w prawie, tak by ściganie graficiarzy i usuwanie skutków ich działalności było łatwiejsze i skuteczniejsze. Jego zdaniem wzrosnąć powinna przede wszystkim wysokość mandatu za nielegalne malunki z 500 zł do przynajmniej 10 tys. Domański postuluje też korektę przepisów, tak by znalazł się w nich zapis mówiący o tym, że miasta mogą na własny koszt usuwać bohomazy z prywatnych murów z uwagi na ważny interes publiczny. Jego zdaniem, takim interesem byłoby np. posprzątanie murów przed wizytą w mieście ważnych gości, takich jak chociażby papież.
Zdaniem Pogromców Bazgrołów państwo powinno również wprowadzić odpisy od podatków dla osób, które na własny koszt usuwają brzydkie napisy ze swoich posesji.
Waldemar Domański wysłał też list otwarty do Andrzeja Adamczyka, ministra infrastruktury i budownictwa, bo jak zauważa problem oszpeconej infrastruktury kolejowej i okolic dworców występuje nie tylko w Krakowie, ale w całej Polsce.
- Ofiarami sprayów są zarówno mury, filary, mała architektura, urządzenia techniczne jak również wagony - pisze Domański w swoim liście. - Za rok Polska będzie świętować Stulecie Odzyskania Niepodległości. Kraków odwiedzi wiele delegacji z kraju i zagranicy. W związku z tym warto zadbać o wygląd małopolskich stacji, dworców oraz ich najbliższej okolicy będącej w zarządzie PKP.
Pomysłów ma na to kilka: od zwykłego zamalowania farbą szpetnych napisów, poprzez rozpisanie konkursu na murale, które ozdobią nękane bazgrołami wiadukty, filary czy przejścia podziemne, aż po zakup … dronów, które patrolowałyby tereny należące do PKP i wychwytywany amatorów cudzych murów.
- Na Śląsku dzięki zastosowaniu dronów udało się znacznie ograniczyć kradzież węgla z wagonów - zwraca uwagę Domański w liście do ministra.
Domański zaznacza, że Kraków wydaje rocznie na zamalowywanie bazgrołów 6 mln złotych, chce też spotkać się z ministrem Adamczykiem i przedstawić mu swoje propozycje na rozwiązanie problemu.
Fot. OMZRiK