PILNE

Szatanik na czwartek. Kraków już nie taki magiczny

24 sierpnia 2017 Miasto
Autor:  Filip Szatanik

 Ostatnie kilkanaście lat kształtowania wizerunku Krakowa to był okres dość harmonijny. Harmonijny dlatego, że udawało się jakoś godzić poetykę promocyjną europejskiej stolicy kultury, miasta otwartego na turystów, a jednocześnie przyjaznego mieszkańcom.

Służyły temu rozmaite inwestycje, z jednej strony rozbudowa lotniska w podkrakowskich Balicach, ściągnięcie tzw. tanich przewoźników lotniczych, rozbudowa bazy hotelowej, hostele, stadiony Wisły i Cracovii, Tauron Arena, ICE, duże wydarzenia sportowe, jak EURO 2012, z drugiej zaś szereg inwestycji komunikacyjnych dla mieszkańców, przebudowa torowisk tramwajowych itd. itd.

Nie da się ukryć jednak, że kierunek na liczbę turystów był priorytetowy w działaniach miasta w ostatnich latach. W międzyczasie równoważono ten „ilościowy” kierunek, promując prestiżowe i ekskluzywne marki i festiwale pod wspólnym szyldem „6 zmysłów”, próbowano zmieniać mocno system identyfikacji miejskiej (słynne KRK).

Czy ktoś to dziś pamięta? Nie sądzę. Każde nowe połączenie lotnicze, każdy kolejny milion turystów był powodem do medialnej fety. Jednym z najbardziej oczekiwanych wydarzeń w roku było zawsze jesienne forum turystyczne w magistracie, gdzie podawano liczbę turystów odwiedzających Kraków w danym roku. W 2006 roku było to raptem kilka milionów turystów, dziś chwalimy się liczbą 12, 5 miliona w roku 2016.Turystów, z których wielu nie pozwala krakowianom zapomnieć, że w turystycznym mieście mieszkają.

Drobne rysy w tej pozornej harmonii pojawiły się już dawno. Otwarte do późna lokale na starym mieście, grupy hałaśliwych imprezowiczów z Wysp nie dawały i nie dają spokoju mieszkańcom centrum. Pojawiały się kolejne pomysły: a to wprowadzenie rygorystycznych ograniczeń czasowych dla lokali w centrum, a to odebranie koncesji alkoholowych, a to zmniejszenie liczby sklepów sprzedających alkohol czy wreszcie wprowadzenie specjalnej strefy rozrywki, poza którą panowałaby bezwzględna cisza nocna.

Szukano też ratunku w instytucji parku kulturowego, który w szczególny sposób zabezpiecza historyczną przestrzeń. Po części się udało. Krakowski Rynek odzyskał blask. Fiaskiem skończyły się jednak próby wyrzucenia, pod pretekstem Parku Kulturowego, agencji towarzyskich ze ścisłego centrum miasta. Prawo, które dobrze chroni zabytki, niekoniecznie równie skutecznie chroni portfele amatorów striptizu i szampana za milion złotych (Cocomo).

Prawdziwym symbolem szalonej rozrywki były imprezy sylwestrowe organizowane od wielu lat na Rynku Głównym na potrzeby transmisji telewizyjnych. Dziś miasto, całkowicie słusznie, z nich zrezygnowało. Nie rezygnują natomiast z Krakowa amatorzy taniej rozrywki, szczególnie z Wysp Brytyjskich. Nawet jeżeli jest to tylko nieznaczny procent ogólnej liczby turystów, to na tyle hałaśliwy, że potrafi skutecznie „ukraść” centrum nie tylko mieszkańcom, ale i pozostałym turystom. Wie o tym doskonale były dziennikarz Gazety Wyborczej Jerzy Kłeczek, mieszkaniec starego miasta, znany z narzekania na FB na gości z UK. Niestety, Kraków nie jest miastem drogim, co dodatkowo zwiększa jego atrakcyjność dla miłośników niewyszukanej rozrywki.

Dziś hasło oddania miasta mieszkańcom to nie tylko chwyt pod publiczkę, ale jak się wydaje, realna potrzeba i wyzwanie dla samorządu. Podobne potrzeby artykułują mieszkańcy Barcelony, Pragi, Wenecji i innych europejskich miast. Przeradza się to nierzadko w formę zorganizowanego protestu, jak ostatnio w Barcelonie.

W Krakowie, w centrum, mieszkańców nie widać. Rynek Główny z tysiącami turystów, wśród których trudno się przemieszczać, nie jest najprzyjemniejszym miejscem na świecie. Krakowianie spierają się poza Rynkiem. Kłócą się o miejsca parkingowe na Podgórzu, o separatory na Kalwaryjskiej, o malowanie placu Nowego na zielono i wiele innych spraw. Temperatura tych dyskusji jest czasem bliska wrzenia. Bycie zaangażowanym społecznikiem jest dziś w dobrym tonie, w modzie. Jeden z dyrektorów miejskiej jednostki zadaje sobie wiele trudu, aby go nie łączyć z urzędniczym światem. Chce być po drugiej stronie. Sprytnie. Nadchodzi czas rządów społeczników. Kto ich przekona, że odda miasto mieszkańcom, na pewno wygra kolejne wybory prezydenckie.  

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.