PILNE

Krakowskie emancypantki uczą nas walczyć [Rozmowa]

07 marca 2017 Kultura
Autor:  Rozmawiała: Małgorzata Bożek

Pochód w Dzień Kobiet w 1911 roku. Fot. Wikimedia Commons

Kazimiera Bujwidowa. Fot. ze zbiorów Muzeum Odona Bujwida w Krakowie

Ujeżdżalnia przy ul. Rajskiej w 2009 roku. Fot. Natalia Sarata

Budynek Spółdzielni Mieszkaniowej im. Władysławy Habicht przy ul. Sołtyka 4. Fot. Ewa Furgał

Reklama apteki Jadwigi Sikorskiej-Klemensiewiczowej. Fot. ze zbiorów Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej.

Z transparentami w dłoni maszerowały wokół Rynku, zasypywały Uniwersytet Jagielloński podaniami i znajdowały luki w prawie, by zyskać dostęp do pracy, nauki, polityki. Sto lat później, tak jak kiedyś one, współczesne kobiety wciąż walczą o swoje prawa. O to, czego możemy się nauczyć od krakowskich emancypantek, pytamy Ewę Furgał z Fundacji Przestrzeń Kobiet.

Małgorzata Bożek: Czy krakowskie emancypantki bardzo różniły się od współczesnych kobiet, które ostatnio znów coraz częściej muszą bronić swoich praw?

Ewa Furgał: Mam wrażenie, że walczymy po części o to samo. Oczywiście kontekst się zmienił, nie musimy już zabiegać o prawa wyborcze czy dostęp do niektórych zawodów, ale wciąż jest dużo do zrobienia, jeśli chodzi o prawa pracownicze czy ochronę przed przemocą. Ciągle nie ma równej płacy, pozycja kobiet na rynku pracy jest niższa. Jak wiadomo, prawa reprodukcyjne takie jak prawo do aborcji, antykoncepcji awaryjnej czy edukacji seksualnej, też są w tej chwili przedmiotem walki. Myślę więc, że to, co się działo ponad sto lat temu, m.in. w Krakowie i w Galicji, miało podobne okoliczności do tego, co dzieje się teraz. Nasze przodkinie były, oczywiście, w jeszcze trudniejszej sytuacji od nas.

Z jakimi ograniczeniami walczyły?

Krakowskie emancypantki interesowało przede wszystkim uzyskanie prawa do edukacji. Istniał wówczas wprost wyrażony zakaz studiowania dla kobiet, nie było też państwowego żeńskiego szkolnictwa średniego. Maturę zdawało się tylko po gimnazjum męskim, a bez niej nie było szans na podjęcie starań o dostanie się na studia. Dzięki staraniom m.in. Kazimiery Bujwidowej założono pierwsze gimnazjum żeńskie w Krakowie. Do 1918 roku powstały tylko trzy takie szkoły, po których kobiety mogły zdawać egzamin maturalny i starać o przyjęcie na uniwersytet.

W końcu pierwsze studentki wkroczyły na uczelnie wyższe. Jak udało im się obejść zakaz studiowania?

Prawo do edukacji wyższej udało się uzyskać dzięki luce prawnej. Bujwidowa znalazła w przepisach uniwersyteckich, oprócz wprost wyrażonego zakazu studiowania, przepis o wolnych słuchaczach, w którym płeć już nie jest wspomniana jako ograniczenie. Zainicjowała masową akcję wysyłania podań na Uniwersytet Jagielloński. W 1894 roku spłynęło kilkadziesiąt tego rodzaju pism. Wysyłały je kobiety nie tylko z Krakowa czy Galicji, ale też z innych zaborów. UJ odrzucił wszystkie z wyjątkiem podań trzech kobiet, które chciały podjąć studia farmaceutyczne i miały już za sobą 3-letnią praktykę w aptekach. Uznano, że dzięki temu są przygotowane do studiów. To był pierwszy wyłom. Dopiero trzy lata później senat UJ oficjalnie zezwolił kobietom studiować, choć niektóre wydziały bardzo mocno się broniły, np. Wydział Prawa dopiero w 1918 roku zaczął przyjmować studentki.

Kiedy kobiety już pojawiły się na Uniwersytecie, też spotykały się z różnymi obostrzeniami.

Oczywiście, bardzo trudno było zrobić karierę naukową. Do końca międzywojnia były tylko dwie kobiety z tytułem profesorskim na UJ. Istniały również ograniczenia procentowe na poszczególnych kierunkach, numerus clausus, które odnoszono nie tylko do narodowości, ale też do płci.

A jak wyglądała kwestia praw politycznych?

W zaborze austriackim zakaz działalności politycznej kobiet także był wyrażony wprost. Omijano go poprzez zakładanie stowarzyszeń i związków. Oficjalnie miały charakter oświatowy, ale działały politycznie. Zajmowały się np. pisaniem petycji i organizowaniem demonstracji. Ich celem było po pierwsze uzyskanie prawa wyborczego na wszystkich szczeblach – do rady miasta, gminy i parlamentu – a z drugiej strony zdobycie możliwości zakładania partii politycznych czy uczestniczenia w nich, bo tego wszystkiego nie było.

I tym samym ciężko było walczyć o inne sprawy.

Tak, np. kwestia praw pracowniczych wyglądała bardzo źle. W wyniku procesu industrializacji wiele biednych kobiet, głównie z podkrakowskich wsi, zaczęło pracować w przemyśle. Największym zakładem produkcyjnym była Cygar-Fabryka przy ul. Dolnych Młynów. Pracownice pojawiły się też w urzędach: od lat 70. XIX w. zatrudniano je na kolei, poczcie czy telegrafie. Od samego początku zarabiały dużo mniej od mężczyzn, choć pracowały po kilkanaście godzin dziennie w bardzo ciężkich warunkach. Austriacka służba państwowa wprowadziła też przepis zakazujący pracy mężatkom. Założono, że kobieta, która ma rodzinę, nie będzie mogła spędzać w pracy 14 godzin. Istniało również przeświadczenie, że mężatki nie muszą pracować, a wręcz nie powinny, bo to mężczyzna jest odpowiedzialny za dobrobyt rodziny. Na rzecz urzędniczek działała m.in. Władysława Habichtówna.

Kim była?

Wybitną osobą, pionierką spółdzielczości. Założyła Stowarzyszenie Urzędniczek Pocztowych i zaciągnęła kredyt na budowę dwóch domów dla nich. Pracownice poczty nie mogły zakładać rodzin, kiedy już były zatrudnione i miały bardzo trudną sytuację materialną. Nie stać ich było na wynajem mieszkań po cenach rynkowych, więc Habichtówna wybudowała dla nich dom z tańszymi lokalami i powołała spółdzielnię mieszkaniową. Do tej pory dwa z tych domów, przy ul. Sołtyka 4 i ul. Syrokomli 19b, funkcjonują i cały czas zarządza nimi Spółdzielnia Mieszkaniowa im. Władysławy Habicht.

Jakie były największe osiągnięcia krakowskich emancypantek?

Najważniejsze było prawo do edukacji. Miało znaczenie nie tylko lokalne, ale też ogólnopolskie. Pierwsze studentki na UJ były pierwszymi na jakiejkolwiek polskiej uczelni. W 1912 roku udało się również wywalczyć prawo wyborcze do Rady Miasta. Stało się to m.in. wskutek słania licznych petycji i organizowania demonstracji. Krakowskie emancypantki demonstrowały i wiecowały regularnie, mniej więcej dwa–trzy razy do roku. Demonstracje wychodziły spod ujeżdżalni na ul. Rajskiej, tam gdzie mieści się teraz Małopolski Ogród Sztuki, okrążały Rynek i przechodziły pod magistrat na Plac Wszystkich Świętych. Tak m.in. wyglądał pierwszy Międzynarodowy Dzień Kobiet w 1911 roku.

Jak wyglądały demonstracje?

Przypominały współczesne marsze z transparentami i okrzykami? Oczywiście, że tak. Od współczesnych manif krakowskich różniły się niestety większą frekwencją. Po pierwszym Dniu Kobiet krakowska prasa pisała, że był to pochód kilkutysięczny i że na czele szło tysiąc robotnic z Cygar-Fabryki. Współczesne manify mają około 300-400 osób. Wyjątkiem była demonstracja z 3 października 2016.

Czy byli mężczyźni, którzy wspierali kobiety w walce o ich prawa?

Tak i było to ważne wsparcie. Na czele demonstracji z okazji Dnia Kobiet w 1911 roku szedł Ignacy Daszyński, który razem z krakowskimi emancypantkami zanosił postulaty do prezydenta Krakowa, Juliusza Leo. Wielu mężów i partnerów wspierało działaczki emancypacyjne. Na przykład prof. Odon Bujwid był znanym zwolennikiem równouprawnienia i pomagał żonie w tworzeniu gimnazjum żeńskiego. Napoleon Cybulski też popierał emancypację kobiet. Więcej było jednak niestety jej zagorzałych przeciwników.

Czy krytyka często wychodziła od innych kobiet?

Oczywiście. Widać to, kiedy czyta się np. wspomnienia dotyczące Kazimiery Bujwidowej. Opisywano ją jako kobietę o bardzo ciętym języku, mówiono, że źle się ubiera i nie zachowuje elegancko. To podobne zarzuty, odnoszące się do kobiecości, jakie pojawiają się dziś wobec feministek. Nagonka wychodziła też od partii narodowo-katolickich czy prawicowych mediów. Emancypantki krakowskie miały podobny odbiór społeczny do współczesnych feministek.

Jakie ślady emancypantek znajdziemy w przestrzeni publicznej Krakowa?

Jest ich niewiele. Kazimiera Bujwidowa ma tablicę pamiątkową.

Razem z mężem.

Tak. Tablica znajduje się przy ul. Lubicz 34, gdzie funkcjonował Zakład Surowic i Szczepionek Ochronnych prowadzony przez prof. Bujwida. Kazimiera pracowała z nim i tam również mieszkali. Na tablicy jest nawet napis, że walczyła o równouprawnienie. Źle wygląda kwestia ulic w Krakowie, niewiele ma patronki. Ostatnio Partia Razem złożyła wniosek do Urzędu Miasta, żeby te, które będą dekomunizowane, dostały patronki – bohaterki Krakowskiego Szlaku Kobiet zresztą. Jeśli w centrum Krakowa występują kobiety, to zazwyczaj są to święte albo królowe, a więc postaci, które nie mogą być wzorcami osobowościowymi dla współczesnych kobiet.

Kogo prócz Bujwidowej możemy wymienić jako taki wzór?

Np. Jadwigę Sikorską-Klemensiewiczową. Była jedną z trzech pierwszych studentek na Uniwersytecie Jagiellońskim. Żeby w ogóle starać się o podjęcie studiów, odbyła 3-letnią praktykę w aptece, pracowała za darmo po kilkanaście godzin. Wcześniej skończyła gimnazjum rządowe w Warszawie. Potem przyjechała do Krakowa i studiowała jako wolna słuchaczka, jako że nie mogła być pełnoprawną studentką. To oznaczało, że nie może zdawać egzaminów i uzyskać dyplomu. Chodziła więc do każdego wykładowcy osobno i prosiła o taką możliwość. Kiedy uzyskała w końcu dyplom magistra farmacji, okazało się, że nie ma prawa do wykonywania zawodu, bo kobiety nie mogą być farmaceutkami. Znowu musiała ubiegać się o zmianę przepisów, żeby móc zacząć pracować. Kiedy się to udało, sama otworzyła aptekę przy Karmelickiej 15 i zatrudniła w niej swoje koleżanki ze studiów.

Czego jeszcze prócz determinacji możemy uczyć się od emancypantek?

Na pewno współpracy. Krakowski ruch emancypacyjny bardzo interesował się prawami robotnic, choć jego członkinie pochodziły raczej z wyższych klas. Zazwyczaj nie musiały pracować, ale chciały. Biedne kobiety musiały pracować zawsze i dla nich sama praca nie była emancypacją. Widziały jednak, że warto się jednoczyć i działać wspólnie, by poprawić warunki pracy czy zwiększyć zarobki.

Jakie działania podejmowały same robotnice?

W 1896 roku zorganizowały pierwszy strajk robotniczy w Galicji. Odstąpiły od pracy w Cygar-Fabryce, kiedy okazało się, że pracodawca chce wprowadzić maszynę. Myślały, że to skończy się zwolnieniami i podjęły jednodniowy protest, zakończony sukcesem – wszystkie pozostały w pracy. Kilka lat później założyły pierwszy związek zawodowy, a nawet otworzyły żłobek przyzakładowy w 1911 roku. To była bardzo aktywna społeczność.

***

Fundacja Przestrzeń Kobiet od 2008 roku prowadzi projekt Krakowski Szlak Kobiet, w ramach którego wydała 5 tomów Przewodniczki po Krakowie emancypantek, wyprodukowała grę planszową Krakowski Szlak Kobiet, jak również organizuje wycieczki śladami krakowskich emancypantek. Więcej informacji na stronie: przestrzenkobiet.pl

Zdjęcia (dzięki uprzejmości Fundacji Przestrzeń Kobiet):
1. Pochód w Dzień Kobiet w 1911 roku. Fot. Wikimedia Commons.
2. Kazimiera Bujwidowa. Fot. ze zbiorów Muzeum Odona Bujwida w Krakowie.
3. Ujeżdżalnia przy ul. Rajskiej w 2009 roku. Fot. Natalia Sarata.
4. Budynek Spółdzielni Mieszkaniowej im. Władysławy Habicht przy ul. Sołtyka 4. Fot. Ewa Furgał.
5. Reklama apteki Jadwigi Sikorskiej-Klemensiewiczowej. Fot. ze zbiorów Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej. 

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.