Wspomnienie o Anthonym Bourdainie
Był kucharzem. Kiedyś ten zawód nie należał do prestiżowych. Dzisiaj „szef kuchni" to gwiazda, celebryta, trend-setter. Gdyby któryś z moich synów powiedział: „tato, chcę uczyć się gotować i założyć własne „atelier", byłbym z niego dumny.
Kiedy piszę te słowa, patrzę na moją półkę z książkami i widzę „Kill Grill" oraz „Świat od kuchni", obie jego autorstwa (obok „Gastrobanda" naszych polskich „Bourdain-istów") Pamiętam też jego programy „Bez rezerwacji" oraz “Anthony Bourdain - miejsca nieznane” z czasów, kiedy jeszcze oglądałem telewizję i miałem dekoder. Nie wiem, czy był lepszym dziennikarzem czy kucharzem, ale pisał świetnie.
Miał 61 lat i popełnił samobójstwo. Wydawało się, że miał wszystko. Pracę, sukces, popularność, pieniądze, obiady z Barrackiem Obamą, piękną kobietę, sympatyczną córkę... Pisał coś o swoich problemach z narkotykami i alkoholem, ale prawie każdy aktor je ma. Teraz nagle, bez ostrzeżenia, rzekłbym kulinarnie „ni z gruszki ni z pietruszki", ale te słowa raczej nie pasują do powieszenia się na pasku od szlafroka w hotelowym pokoju.
Anthony Bourdain był jedną z moich ulubionych postaci kultury masowej. Pamiętam, jak w jednej ze swoich książek tłumaczył, dlaczego kucharze tak bardzo przeklinają. Wyobraź sobie, że mija 10 godzina jak siedzisz w parnej i dusznej kuchni przy 40 stopniowym upale, klienci przybywają drzwiami i oknami i każdy wścieka się, że musi tak długo czekać, kelner przynosi zupę z powrotem, gdyż jakaś paniusia twierdzi, że jest za słona, próbujesz usmażyć steka i przypadkowo dotykasz rozgrzanej patelni. Kuchnia to nie jest miejsce dla lekkoduchów pełnych miłości do otaczającego ich świata. Tutaj trzeba być twardym, żeby przetrwać.
Kucharz Wielkiego Kondeusza, Vatel, popełnił samobójstwo, bo z opóźnieniem dostarczono rybę na bal z udziałem Ludwika XIV. Relais Loiseau, jeden ze wspaniałych mistrzów kuchni, 14 lat temu strzelił sobie w głowę, gdyż obawiał się utraty jednej gwiazdki Michelina. Mam nadzieję, że ktoś z obecnych nad Twoją trumną podczas pogrzebu zapytał cicho: „ Tony, czy naprawdę musiałeś to zrobić?"
Łukasz Wantuch, radny prezydenckiego klubu "Przyjazny Kraków"