1"W dniu dzisiejszym ponura tragedia, jaka rozegrała się w dn. 2 października b.r. przy ulicy Pańskiej 11, w czasie której padły od kuli bandyckiej trzy istnienia ludzkie, a jedna ofiara została ciężko ranna, znajdzie swój epilog na sali rozpraw Sądu Okręgowego w Krakowie" - relacjonował reporter "Ilustrowanego Kuriera Codziennego" Czy tak może skończyć się wielka miłość? Miłość od pierwszego wejrzenia i z wzajemnością? Tym razem na pewno nie słowami: żyli długo i szczęśliwie...
Był rok 1933, punkt szczytowy wielkiego kryzysu. Czasy były ciężkie, bieda w domu, Suskind postanowił więc wynająć jeden pokój. Nie przypuszczał, że decyzja ta pociągnie za sobą dla niego i kilku innych osób tak ciężkie następstwa... Chętnych było sporo, a jednym z nich był młody człowiek, dość wysokiego wzrostu, ciemny szatyn, w wieku około 30 lat, skromnie ubrany. Przedstawił się jako - Rotter. W rzeczywistości nazywał się Jan Malisz.
Bezrobocie w tym czasie przekraczało 40 proc. Wysokość płac robotników wynosiła przeciętnie niespełna połowę tego, co otrzymywali jeszcze w 1928 roku. Gazety codziennie pisały o tym, jak bardzo jest źle. W takim to właśnie świecie Jan poznał Martę Węgrzynównę. Zakochał się bez pamięci. Oczywiście z wzajemnością. Malisz ponad wszystko chciał się ożenić.
Szukał jakiegokolwiek zatrudnienia. Było mu wszystko jedno u kogo i gdzie, byleby cokolwiek zarobić. "Było coraz gorzej. W domu zaczynało brakować jedzenia. Chodziłem głodny, zdenerwowany" - mówił Malisz. Był zdolnym fotografem, ale komu potrzebne zdjęcia, jeśli ludzi nie stać na chleb. Któregoś dnia uśmiechnęło się do niego szczęście. Znalazł w gazecie ogłoszenie, które zamieścił szukający pracownika fotograf z Mikołowa.
Niestety fotograf go wykorzystał i oszukał. W między czasie Jan zdążył się juz ożenić i przenieść z żona do krakowskich Bronowic. Pracy szukał z jeszcze większym zaangażowaniem. "Wiedziałem, że nie ma mowy o dostaniu posady, jeżeli się nie ma jakichś pieniędzy" - mówił. Postanowił ukraść na łapówkę.
Wraz z żoną obmyślił plan. Uznali, że najprościej będzie napaść na listonosza pieniężnego. Najlepiej na początku miesiąca, w dniu, w którym do domów roznosi wypłaty i świadczenia. Odpowiednie mieszkanie znaleźli przy ulicy Pańskiej 11. Malisz już jako Rotter powiedział, że wynajmuje pokój dla niejakiej Saleckiej, studentki ASP. Lokal zamieszkiwała trzyosobowa rodzina: Michał Suskind, jego żona oraz ich dorosła córka.
Uzgodnili warunki zamieszkania. Wpłacił niewielki zadatek. Właściciele zastrzegli, ze dziewczyna będzie mogła się wprowadzić, jednak dopiero po tym, jak wpłacą całość należności za pierwszy miesiąc. W dniu, w którym miała zamieszkać, nie uiszczono kwoty czynszu. Malisz wymuszał na najemcach to, aby wpuścili dziewczynę do pokoju. Zastrzegł, ze za pare minut przyjdzie listonosz z przekazem i uregulują całość.
Maliszowa zadbała o to, by tego dnia pojawił się listonosz na Pańskiej 11. Parę dni wcześniej nadała 10 złotych z poczty na Podgórzu do lokalu Suskindów na nazwisko Salecka. Listonosz rzeczywiście zjawił się niebawem. Wtedy w mieszkaniu rozległy się strzały. Jan Malisz zabił listonosza, małżonków oraz ciężko ranił ich córkę. W torbie listonosza znaleźli 18 tys. złotych. Później zniknęli.
W odnalezieniu morderców bardzo zaangażowały się media z wszechwładnym "IKC" na czele, co zmusiło policję do szybkiego działania. Malisza ujęto 12 października w Katowicach. Marta została zatrzymana w ten sam dzień w Rabce. "Malisz odwraca się do swej żony i posyła jej ręką całusa. Patrzy dłuższy czas na nią, uśmiechając się". Relacja pierwszego dnia procesu - "IKC"
Sąd uznał małżonków za winnych i skazał na karę śmierci poprzez powieszenie. Skazani wnosili do prezydenta o ułaskawienie. Prezydent złagodził jedynie karę względem Maliszowej, zmieniając ją na karę dożywotniego pozbawienia wolności.
Fot. Pixabay