PILNE

Nie będzie dobrze, jeśli Kraków trafi w ręce PiS [ROZMOWA]

10 maja 2018 Miasto
Autor:  Magdalena Strzebońska-Jasińska

Z Grzegorzem Filipkiem, kandydatem “Nowoczesnej” na prezydenta Krakowa rozmawia Magdalena Strzebońska-Jasińska.

Czy Pan jest krakowianinem?

Tak. W Krakowie się urodziłem, wychowałem, uczyłem, a teraz pracuję.

Fakt pochodzenia z tego miasta, w którym kandyduje się na prezydenta jest istotny między innymi dla polityków Platformy Obywatelskiej, czyli potencjalnego koalicjanta Nowoczesnej.

Powołuje się pani na przykład warszawski?

Tak. Rafał Trzaskowski, kandydat PO na prezydenta stolicy wytknął swojemu konkurentowi z PiS, że przez lata związany był z innym miastem i nie zna Warszawy.

Licząc od mojej pełnoletności to można przyjąć, że problemy Krakowa znam dobrze od ponad 22 lat.

A gdzie Pan mieszka?

Jestem zameldowany w Nowej Hucie, ale również kończę budowę domu pod Krakowem. Na co dzień funkcjonuję więc w całej aglomeracji krakowskiej i ma to swoje plusy, bowiem znam problemy nie tylko krakowian, ale też osób, które w naszym mieście uczą się, czy pracują.

Kandydaci na prezydentów z reguły odwołują się tylko do tych, na których głosy mogą liczyć.

Takie myślenie jest krótkowzroczne. Nie można mówić o rozwoju miasta bez uwzględnienia szerszego kontekstu. Stąd przygotowana przez posła Marka Sowę ustawa metropolitalna, która dotyczy współpracy wielkich miast z sąsiednimi gminami. Takie regulacje mają wpływ na wiele kwestii m.in. transport publiczny, wspólne inwestycje infrastrukturalne czy rozwój biznesu. W Krakowie robi się coraz ciaśniej, brakuje miejsca na wielkie inwestycje, chyba że doczekamy się wreszcie realizacji projektu „Nowa Huta Przyszłości”. Ubolewam, że te tereny do dziś nie są zagospodarowane. Wracając do ustawy metropolitalnej: gdyby nowe gminy dołączyły do aglomeracji to zyskujemy obszar, na którym możemy wspólnie inwestować, przygotować strategię biznesową. Będzie to mieć wpływ na rynek pracy pod warunkiem, że mieszkańcom zapewni się odpowiednią komunikację. Jeśli ktoś mieszka w gminie Igołomia-Wawrzeńczyce, a chciałby pracować w Zabierzowie, to musi ten odcinek pokonać w możliwie jak najkrótszym czasie, najlepiej wspólną komunikacją publiczną.

Jest Pan przedsiębiorcą, prowadzi firmę, która zajmuje się doradztwem marketingowym oraz sprzedażą przez internet programów do nauki języków. Dlaczego zdecydował się Pan wejść do polityki?

Jako młody człowiek, studiujący Stosunki Międzynarodowe w Instytucie Nauk Politycznych działałem społecznie. To wtedy miałem okazję poznać, jak również współpracować z osobami, które były i nadal są dla mnie ikonami tej pozytywnej „twarzy” polityki, jak premier Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek czy Władysław Frasyniuk. Późniejsza praca zawodowa nie pozwoliła mi na dalszą obywatelską działalność. Dopiero trzy lata temu, gdy postanowiłem założyć własną firmę, uznałem, że warto powrócić do tego, co zawsze mnie pociągało, a przez kilkanaście lat pozostawało tylko w zakresie bieżącego obserwowania życia politycznego. Po prostu stwierdziłem, że dość narzekania przy stole na obraz polskiej polityki i jak ma się coś zmieniać, to trzeba samemu się zaangażować.

A jeśli chodzi o Pana start start w wyborach, to kto wpadł na ten pomysł?

Taka była decyzja zarządu regionu. Poseł Marek Sowa od początku nie chciał kandydować, a Jerzy Meysztowicz ostatecznie również podjął decyzję, że nie wystartuje. W efekcie na 15 głosujących członków zarządu regionu 11 opowiedziało się za mną. Poza tym moje kandydowanie jest naturalną konsekwencją tego, co robiłem wcześniej. Jestem przewodniczącym Nowoczesnej w Małopolsce, przez dwa i pół roku budowałem jej lokalne struktury, współorganizowałam różne akcje ukierunkowane na potrzeby mieszkańców. Zorganizowaliśmy uliczne ankiety w ramach mapy potrzeb krakowskich dzielnic, konsultacje reformy edukacji oraz Trasy Łagiewnickiej, jak również zainicjowaliśmy akcję in vitro dla krakowian. A nasi członkowie bardzo mocno angażowali się w takie społeczne akcje jak 3x TAK dla zieleni na Rajskiej, czy stop dla zabudowy wzgórza św. Bronisławy.

Dziś prezydent Jacek Majchrowski ma poinformować mieszkańców, czy będzie ubiegać się o reelekcję. Gdy powie tak, nie wykluczają Państwo udzielenia mu swojego poparcia.

W polityce nie można wykluczyć pewnych kwestii, ale takie ostateczne poparcie musiałoby się opierać na wspólnych założeniach programowych i chęci zmian w Krakowie. Natomiast nie ukrywam, że nie byłoby dobrze, gdyby nasze miasto trafiło w ręce Prawa i Sprawiedliwości. Ta partia stawia na zarządzanie centralistyczne, na ingerowanie w kwestie samorządu, a Kraków chce mieć prawo decydowania o sobie.

A gdy prezydent Majchrowski powie: nie kandyduję?

Wówczas poczekamy na ruch Platformy Obywatelskiej. Zobaczymy, jakie kandydatury zostaną nam przedstawione. Wówczas będziemy prowadzić negocjacje. Nad moje personalne ambicje przedkładam jednak zaprezentowanie naszego pomysłu na Kraków. Tak, więc jeśli dojdzie do jakiejś rozmów koalicyjnych, to siadamy nad naszymi programami dla miasta i patrzymy, gdzie są wspólne obszary działania.

Ale kwestii personalnych w politycznych targach nie da się pominąć. Ponoć, gdy prezydentem zostanie wspólny kandydat, Pan ma otrzymać funkcję jego zastępcy.

Póki co nie wiemy, kto zamierza jeszcze wystartować. Nie słyszałem o wspólnym kandydacie, więc tym bardziej o byciu jego zastępcą. Na tę chwilę jestem rekomendowany przez swoją partię na kandydata na prezydenta Krakowa. I na tym się koncentruję.

Co by Pan zmienił w sposobie zarządzania Krakowem?

Po pierwsze prezydent powinien bardziej efektywnie kierować zespołami, stworzonymi z różnych osób, nie tylko urzędników, które będą pracować nad rozwojem Krakowa. Prezydent też powinien być bliżej krakowian. Co prawda są konsultacje urzędników z mieszkańcami, ale Jacek Majchrowski rzadko na nie przychodzi. W sferze miejsc pracy muszą być również zauważone nowe trendy, jak kilkadziesiąt tysięcy pracowników w centrach outsourcingu. Trzeba myśleć długofalowo i zatrzymać te firmy, które już u nas zainwestowały. Musimy zadbać o odpowiednie kadry, bo od pracowników wymaga się nie tylko prostych usług typu call center, które łatwo wymienić, gdy tylko zna się angielski, ale wyspecjalizowanej wiedzy. Ważne jest też lepsze skomunikowanie miasta. Trzeba myśleć nie tylko o centrum, ale też o peryferiach, skąd często dojazd jest kiepski. Mam tu m.in. na myśli Swoszowice, których mieszkańcy walczą o linię autobusową. I tu dochodzimy do ważnej kwestii. Nowoczesna bardzo akcentuje, by Kraków był policentryczny. Ważny jest nie tylko Rynek Główny, ale też dzielnice. To one mają być centrami tożsamości lokalnej.

Kraków jest jednak inny niż 16 lat temu.

Tak, gdybym powiedział, że się nie zmienił, to bym skłamał. To jest ogromny przeskok. Oczywiście nadal kultura i turystyka to mocne akcenty Krakowa. Ale ważne jest jednak, by dostrzegać nowe możliwości działania w poszczególnych obszarach. Takim przykładem może być nowa strategia zarządzania ruchem turystycznym także poza Krakowem, tak by osoby przyjezdne mogły coś więcej zobaczyć niż Wieliczkę i Auschwitz.

Czego mieszkańcom Krakowa brakuje?

Oddechu. Nowe bloki powstają zbyt blisko siebie. Ludzie wchodzą sobie na głowę. Tak jest na Czyżynach, w pobliżu których się wychowałem. Pas startowy, na którym stoją dziś bloki był miejscem naszych dziecięcych wypraw. Dziś tam powinien być park, a jest blokowisko. Drugi problem to zieleń. Co prawda w tej materii próbuje się nadrabiać lata zaniedbań i powstają parki, jednak czasami mam wrażenie, że to mieszkańcy muszą bardzo nacisnąć, żeby coś zaistniało. Przykładem tego jest projektowany park przy ul. Rajskiej, gdzie dopiero po długich protestach udało się mieszkańcom i aktywistom wywalczyć zieleń.

Nowoczesnej spada poparcie. Nie obawiają się Państwo, że tej partii za chwilę może nie być?

Sondaże ustabilizowały na tych 6 czy 7 procentach. Cały czas wierzę, że jest miejsce dla partii centrum, zaangażowanej w sprawy gospodarcze, a jednocześnie z mocnym akcentem liberalizmu światopoglądowego, którego brakuje Platformie Obywatelskiej. Potrzebna jest takie ugrupowanie, które będzie tłumaczyć, jak groźne są działania Prawa i Sprawiedliwości dla gospodarki, dla sądownictwa i dla naszego zwykłego codziennego życia. Ktoś tę misję musiał wziąć na siebie.

Wczoraj z Nowoczesną rozstała się posłanka Joanna Scheuring-Wielgus zaangażowana w sprawy protestu opiekunów osób niepełnosprawnych. Twierdzi, że dostała zakaz wypowiedzi na temat osób niepełnosprawnych. To wpływa na wizerunek “Nowoczesnej”.

Na pewno przykre jest to, gdy partia traci posłów z mocnymi i wyrazistymi poglądami. I na pewno jest mi żal, że Joanna nie jest już z nami w partii, bo wielokrotnie gościliśmy ją w Krakowie i były to zawsze ciekawe dyskusje. Na pewno nie wpływa to korzystnie na wizerunek Nowoczesnej, ale z drugiej strony widzę jak ciężką pracę lokalnie wykonują nasze struktury i wierzę, że właśnie te działania moich koleżanek i kolegów z Krakowa i Małopolski będą dostrzeżone przez mieszkańców.

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.