PILNE

Nowa Prowincja.Tu zegary odmierzają krakowski czas

02 lipca 2017 Apetyt na Kraków
Autor:  Małgorzata Bożek

fot. Nowa Prowincja

Stare drewniane stoły, gęsta czekolada i poezja w domofonie. Kwintesencja Krakowa z jego powolnością i magią, czyli wyjątkowa kawiarnia na wyjątkowej ulicy, na której nie zawsze – jak w piosence – pada deszcz. – Nowa Prowincja jest właśnie taka, jak to miasto – mówi jej właścicielka.

- Nazwę Prowincja wymyślił mój kolega, nie ja. Miało to być miejsce trochę prowincjonalne, ponieważ Kraków w gruncie rzeczy, mimo że jest dość duży, ma charakter jak najbardziej miasta prowincjonalnego. Wszyscy wszystkich znają, każdy coś o kimś wie, to nie jest tak, jak w Warszawie, że jednak w większości ludzie są anonimowi. Nasz „Krakówek” jest inny i to ma swoje dobre strony – mówi Anna Bistroń, która była współzałożycielką Starej Prowincji, a potem razem z Maryną Turnau zdecydowała się otworzyć drugi lokal, zaledwie kilka kroków dalej.

Dwie Prowincje powstały ze względów czysto praktycznych. Od początku nie było pewne, czy w pierwszej z nich przedłużona zostanie umowa najmu. Przez około 6 lat kawiarnie funkcjonowały równolegle. Jednak w 2011 roku klienci z żalem pożegnali Starą Prowincję. Umowa nie została przedłużona na kolejne lata. W dniu zamknięcia kawiarni za wszystkie zamówienia płacono symboliczne 5 zł. Wielu klientów nie mogło uwierzyć, że już więcej nie napije się kawy w swoim ulubionym lokalu na Brackiej.

Nowa Prowincja założona została w 2004 roku. Budynek, w którym działa kawiarnia, należy do najstarszych murowanych kamienic w Krakowie. W XV i XVI w. mieściła się w nim bursa żaków węgierskich. Pomieszczenie, w którym dziś znajduje się bar, było wcześniej warsztatem stolarskim. W większej sali obok funkcjonował natomiast zakład fotograficzny.

Kawiarnia jest większa od swojej protoplastki, choć poza tym wiele się od niej nie różni, zarówno jeśli chodzi o charakter miejsca, jak i tutejsze menu oraz wystrój. W obu wybudowano drewniane antresole, urządzono je meblami gromadzonymi w krakowskich antykwariatach, m.in. na ul. Gołębiej i Zamoyskiego i wyposażono w nieodzowne pianino. Na kawiarnianych półkach znalazły się książki i zegary nastawione na nieco wolniej płynący krakowski czas.

To właśnie te drobne, z pozoru nieważne akcenty tworzą charakter kawiarni przy Brackiej. Doceniają je goście, zwłaszcza Ci, którzy przychodzą tutaj od lat. – Nowa Prowincja to dla mnie po prostu kultowe miejsce z twórczą atmosferą i przytulnym wnętrzem z mnóstwem drobiazgów, na które można patrzeć bez znudzenia, popijając czekoladę lub grzane wino – mówi Magda, która zaglądała tutaj często podczas studiów polonistycznych na pobliskiej Gołębiej, a dziś wciąż odwiedza Bracką, żeby powspominać dawne czasy albo po prostu napić się kawy.

Przy wejściu do Nowej Prowincji znajduje się kolejny szczególny element jej wyposażenia – poetycki domofon. Zamiast nazwisk lokatorów zapisane są w nim nazwiska poetów. Wystarczy zadzwonić, by posłuchać, jak Ewa Lipska, Adam Zagajewski, Bronisław Maj i Ryszard Krynicki czytają swoje wiersze. Można usłyszeć też głos Czesława Miłosza i oczywiście Wisławy Szymborskiej.

Nowa Prowincja była jedną z ulubionych kawiarni poetki. Jej zdjęcie wisi przy stoliku tuż obok baru, a w rogu drugiej sali stoi ofiarowana jej kartonowa sylwetka uwielbianego przez noblistkę Andrzeja Gołoty. – Pani Szymborska nie lubiła być eksponowana, nie lubiła, jak się o niej mówiło, była osobą niezwykle skromną, fantastyczną i ciepłą, można się od niej uczyć takiej postawy – wspomina Anna Bistroń.

Stara i Nowa Prowincja od początku kojarzone były właśnie z poezją i środowiskiem artystycznym. – To się zaczęło jeszcze w Guliwerze, którego byłam współwłaścicielką – mówi pani Anna – w księdze pamiątkowej wpisało się, z tego co pamiętam, czterech noblistów. Gościliśmy też członków Akademii Szwedzkiej. Zaglądali do nas profesorowie z pobliskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego, szczególnie z Gołębiej, i to środowisko przeniosło się potem na drugą stronę ulicy, najpierw do Starej Prowincji, a później do Nowej.

O słynnych bywalcach Nowej Prowincji krążą legendy. Właścicielka zachowuje dyskrecję i nie chce naruszać ich prywatności, zaznaczając, że każdy przychodzi tu w prywatnym czasie i powinien czuć się tak samo swobodnie, jak inni klienci. Gdzieniegdzie w kawiarni widać jednak zdjęcia, które pokazują, że to miejsce bardzo lubiane przez ludzi kultury. Na jednym z nich razem z prowadzącymi kawiarnię pozują m.in. Wisława Szymborska, Ewa Lipska, Joanna Olczak-Ronikier, Adam Zagajewski, Andrzej Wajda oraz Ryszard Krynicki. Fotografię wykonano w górnej sali lokalu, zwanej winiarnią. Podobno w trakcie robienia zdjęcia ktoś spytał o wytrzymałość stropu. Zaznaczył przy tym, że gdyby runął, byłaby to ogromna strata dla polskiej kultury…

Dziś wciąż można spotkać tu szczególne osobowości krakowskiego środowiska artystycznego i naukowego. W Nowej Prowincji odbywają się wieczory autorskie, akcje charytatywne i dyskusje. Wiele z nich prowadzi zaprzyjaźniony dr Bronisław Maj. Ostatnio swoje wiersze prezentowały tu m.in. Natalia de Barbaro i Małgosia Lebda.

Małgosia Lebda zaznacza, że po przyjeździe na studia to właśnie w Nowej Prowincji, wypiła swoją pierwszą kawę. – Mam do tego miejsca sentyment, dlatego gości spoza Krakowa zawsze zabieram właśnie na Bracką. Jest tu też poetycka aura, która nie ma nic wspólnego z czymś wyniosłym, ale z czymś nadzmysłowym. Kto powciska przyciski poetyckiego domofonu znajdującego się u wejścia do Nowej Prowincji – polecam szczególnie w nocy, szczególnie po kieliszku wina – ten mnie zrozumie – mówi poetka i fotografka, która nie tylko lubi słynną kawiarnię, ale często również uwiecznia ją na swoich zdjęciach.

Nowa Prowincja to miejsce szczególnie przesycone krakowskim duchem. To właśnie za tę cechę najbardziej cienią ją klienci. W czerwcowe popołudnie przy stolikach stojących przed lokalem ludzie piją kawę albo chłodzą się lemoniadą. W środku pachnie czekoladą i starym drewnem. Ze względu na letnią aurę łatwiej tu o wolne miejsce, ale wciąż jest dość gwarno. Obok siebie siedzą ludzie 70-letni i nastoletni. Do baru podchodzi mężczyzna i jeszcze zanim coś powie, barman pyta go: „To, co zwykle na wynos?”.

Stali klienci dostają tu swoją kawę bez konieczności przypominania, jaką lubią najbardziej. Wiedzą też, że przy zamówieniach mogą wprowadzać swoje innowacje. Ktoś nie jada ogórków, a ktoś inny woli pół porcji dania. Barmani znają te zwyczaje i wiedzą, ile mleka dolać do kawy i jak mocną ją przygotować. Wiele osób zachwala tutejszą gorącą czekoladę, szarlotkę i ciasto czekoladowe z bitą śmietaną. Piecze je słynna pani Zosia, do której dołączyła w ostatnich latach również pani Agata.

Sukces polega na tym, że to jest prawdziwe, takie jak w domu, a nie jak w cukierni. Nie stosujemy żadnych ulepszaczy, które powodują, że ciasto jest zawsze idealne, równiuteńkie. Czasami sernik popęka z niewiadomych powodów – śmieje się pani Anna.

Zdjęcia: dzięki uprzejmości Nowej Prowincji.

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.