Krakowski radny postanowił zrobić sobie detoks od Facebooka. Ma nadzieje, że dzięki temu zacznie “normalnie żyć”. Dla większości polityków portale społecznościowe to element prowadzenia kampanii wyborczej.
Łukasz Wantuch, który mandat radnego sprawuje od ponad roku, jeszcze do ubiegłego tygodnia był jednym z najaktywniejszych facebookowiczów wśród radnych. Jego posty, jak sam mówi, docierały do tysięcy osób. - Zdjęcie, które zamieściłem pod koniec ubiegłego roku, przedstawiające działaczkę PiS w stroju aniołka i podpisem, "jaki rząd takie aniołki", obejrzało prawie 400 tys. osób, a post o szczepieniach dotarł do 88 tys. osób - wylicza Wantuch.
Dla polityka taki odbiór powinien być powodem do zadowolenia, zwłaszcza w roku wyborczym. Tymczasem Wantuch postanowił wypisać się z portalu i dezaktywował swoje konto, czym wprawił w osłupienie wielu znajomych. - “ŚWIAT SIĘ KOŃCZY? Czy tylko mi się wydaje? Naprawdę nie ma Łukasza Wantucha na Facebooku?” - skomentował w sieci radny PO Dominik Jaśkowiec.
Od interpelacji do kanapki
- Facebook to nie jest prawdziwe życie, a do tego kradnie nam czas, który moglibyśmy poświęcić na ważniejsze rzeczy - tłumaczy Wantuch swoją decyzje, do której ponoć dojrzewał od kilka tygodni.
Jak sam przyznaje, napisanie jednego posta często zajmowało mu kilka godzin, a i tak nie zawsze był zadowolony z efektu. - Kasowałem co trzeci wpis, bo na przykład dochodziłem do wniosku, że jest mało poważny - mówi.
Na profilu radnego można było znaleźć dosłownie wszystko. Obok projektów uchwał czy informacji o złożonych interpelacjach, zamieszczał zdjęcia kanapek, promował restauracje, publikował recenzje przeczytanych właśnie książek, a nawet rozwijał własny biznes, zachęcając swoich wirtualnych znajomych (których zgromadził 4700) do wpłacania na jego konto po 50 zł i kusząc przyszłymi milionowymi zyskami.
Rzadziej i pod kontrolą kolegów
Problem w tym, że jego aktywność facebookowa nie zawsze podobała się klubowym kolegom. Wiele zastrzeżeń mieli też pracownicy urzędu miasta, a ponieważ Wantuch należy do klubu prezydenckiego musiał się liczyć z tymi opiniami. Dlatego teraz deklaruje, że jak tylko wróci na FB, co ma nastąpić za kilka tygodni, oddzieli swój profil prywatny od publicznego. Na tym pierwszych dalej będzie pisał o książkach i kanapkach, a ten drugi będzie służył do promowania jego działalności samorządowej. - Posty będą już bardziej stonowane i spokojne, a zanim coś opublikuję wyślę do akceptacji członkom mojego klubu - zapowiada radny.
Postów ma być też mniej, najwyżej kilka w tygodniu.
Sprawna komunikacja
Internet, a zwłaszcza media społecznościowe, to dziś jedno z podstawowych narzędzi uprawiania polityki i informowania opinii publicznej o swojej działalności. Co prawda, jak twierdzi dr Sebastian Chachołek, doradca i konsultant z zakresu marketingu politycznego oraz twórca kilkudziesięciu kampanii samorządowych i parlamentarnych, póki co w naszym kraju internetem można się jedynie wesprzeć. - Jego rola z każdym rokiem będzie się jednak zwiększać. W dużych miastach najbliższa kampania wyborcza w trzydziestu procentach będzie rozgrywać się w internecie, reszta w realu. W wiejskich gminach te proporcje rozkładają się jeszcze bardziej na korzyść świata rzeczywistego. Tam rządzi zasada, że każdy uścisk dłoni wyborcy, to jeden głos - mówi Sebastian Chachołek.
Filip Szatanik ekspert ds. komunikacji w samorządzie jest jednak zdania, że sprawna i regularna komunikacja na FB będzie niesłychanie istotna dla wszystkich, którzy zdecydują się na start w wyborach.
Same konkrety
Doskonale wie o tym radny Tomasz Urynowicz, który niedawno wystąpił z PO i przeszedł do Porozumienia Jarosława Gowina. Jego facebookowa działalność koncentruje się głównie wokół Nowej Huty i sportu (Urynowicz jest dyrektorem Departamentu Turystyki i Sportu w Urzędzie Marszałkowskim). Rzadko publikuje osobiste refleksje, skupia się raczej na swojej działalności publicznej, choć nie stroni od zamieszczania rodzinnych fotografii, a jego znakiem rozpoznawczym jest #Tylkokonkrety, który pojawia się niemal przy każdym wpisie: “Do końca ubiegłego roku lodowisko przy Nowohuckim Centrum Kultury odwiedziło KONKRETNIE 10 910 osób”, “Przyjemnie jest patrzeć jak KONKRETY zmieniają rzeczywistość” (o modernizacji przyszkolnych boisk), “Za rok, po Świętach, taki KONKRETNY spacer…” (to o trasie podziemnej w Nowej Hucie), a tak wyglądały jego świąteczne życzenia: “KONKRETNEJ radości w gronie najbliższych, KONKRETNEJ miłości, KONKRETNEGO szczęścia i samych KONKRETÓW pod choinką! Tylko KONKRETY!”.
- Dla mnie Facebook jest przede wszystkim tubą, dzięki której mogę dotrzeć do wyborców ze swoimi pomysłami, ale nie pochłania to całego mojego czasu. Ostatnio zamieszczałem post cztery dni temu, ale na bieżąco śledzę komentarze i inne wpisy - mówi Tomasz Urynowicz, który ma na swoim profilu 3600 znajomych.
Publiczno-prywatnie
Jednak jeśli chodzi o liczbę znajomych, to wśród krakowskich radnych liderką jest Agata Tatara z PiS, której udało się zgromadzić aż 4997 osób, czyli do limitu wynoszącego 5 tys. już niewiele jej brakuje.
Na jej profilu rzadko pojawiają się posty dokumentujące aktywność jako radnej, choć takie też się zdarzają. Zdecydowanie więcej jest zdjęć uczniów (Tatara pracuje jako nauczycielka), ich prac plastycznych, fotografii z występów artystycznych czy wycieczek. Sporo jest również prywatnych fotek.
Tych próżno szukać natomiast na profilu przewodniczącego małopolskiej PO Aleksandra Miszalskiego, który również jest mocno aktywny w mediach społecznościowych. Tu dzieli się jednak z czytelnikami głównie swoją działalnością w samorządzie i partii. Żadnych kanapek, kotów, czy wspomnień z wakacji. - Takie rzeczy ewentualnie zamieszczam na swoim prywatnym FB, ale robię to bardzo rzadko. Raczej skupiam się na prowadzeniu oficjalnego profilu radnego, który służy mi głównie do komunikacji z mieszkańcami - mówi Miszalski.
Radny podkreśla, że ważne jest nie tylko chwalenie się swoimi sukcesami, ale również słuchanie wyborców, a do tego media społecznościowe nadają się doskonale. - Czytam komentarze, staram się na nie odpowiadać, dzięki temu wiem, co myślą mieszkańcy i czego ode mnie oczekują - dodaje Miszalski.
Im bliżej wyborów, tym internetowa aktywność radnych będzie z pewnością większa.