PILNE

Radny rekin wpada na sesję i zaraz wybiega. Nie on jeden

30 sierpnia 2017 Miasto
Autor:  Anna Kolet-Iciek

Radni miejscy pokłócili się o to, który z nich dłużej był obecny na sesji rady dzielnicy. Jeden spędził tam 20 minut, drugi 15.

Wszystko zaczęło się od Facebookowego wpisu Łukasza Wantucha, radnego Przyjaznego Krakowa, który wczoraj wieczorem poinformował, że trwa właśnie pierwsza po wakacjach sesja Rady Dzielnicy Prądnik Czerwony, a z trzech radnych miejskich, którzy jednocześnie zasiadają w radzie dzielnicy tylko on pojawił się na obradach.

Rekin w ruchu

Swój wpis ubarwił wyznaniem, że nie lubi odpoczynku i relaksu oraz porównał się do rekina, który żeby oddychać, musi być cały czas w ruchu. To ostatnie okazało się zgodne z prawdą, bo - jak zauważyła od razu radna Karolina Manikowska - Wantuch, owszem, był na sesji, ale wybiegł już po 15 minutach.

- Mówiłem, że mam klub radnych o 19 - bronił się radny.

Zaraz też odezwał się inny radny dzielnicowy Maciej Kalemba, który zarzucił Wantuchowi kłamstwo i zamieścił zdjęcie, na którym widać, że na sesji obecny był również Dominik Jaśkowiec z PO. - Minęliśmy się w drzwiach - tłumaczył się Wantuch.

Sesje w złym terminie

Jaśkowiec przyznaje, że na sesji był … 20 minut. Przyszedł mocno spóźniony tylko po to, aby poinformować radnych o spotkaniu konsultacyjnym w sprawie projektu budowy przystanku Szybkiej Kolei Aglomeracyjnej Kraków Prądnik Czerwony, które ma się odbyć 4 września. - Niestety sesje rady dzielnicy kolidują zwykle z posiedzeniami komisji dialogu społecznego, której jestem przewodniczącym, wielokrotnie prosiłem o zwoływanie sesji w innym terminie, ale bezskutecznie - mówi Dominik Jaśkowiec.

Aniela Dirks, przewodniczący rady Dzielnicy III zapewnia, że zawsze stara się uwzględnić w harmonogramie prac rady prośby radnych miejskich, ale nie zawsze może się do nich dostosować.

- Jeszcze wcześniej, kiedy mieliśmy w składzie tylko jednego radnego miejskiego, dało się jakoś wytrzymać. Od ubiegłego roku jest ich już trzech i mam problem z takim planowaniem prac, żeby nie kolidowało to z ich innymi obowiązkami, takimi jak sesje, posiedzenia klubowe, czy komisje. Nie zawsze to się udaje, więc Wantuch zwykle wpada do nas i zaraz wypada, a Dariusz Wicher odkąd został radnym miasta pojawił się na sesji dzielnicy tylko dwa razy - mówi Aniela Dirks.

Chętnie zrezygnują, ale....

Pytanie po co w ogóle radni fatygują się na sesję, na której spędzają kilkanaście minut? A skoro nie mają czasu, by uczestniczyć w pracach rady, to dlaczego nie zrzekną się mandatu i zrobią miejsce komuś, kto z większym zaangażowaniem będzie pracował dla swojej dzielnicy?

- Nawet o tym myślałem - przyznaje Dominik Jaśkowiec. - Moja rezygnacja oznaczałaby jednak konieczność ogłaszania wyborów, bo byłem jedynym kandydatem w moim okręgu.

A ponieważ, jak zaznacza Jaśkowiec, takie wybory to wydatek rzędu 150 tys. złotych, a jego zasiadanie w radzie dzielnicy nic nie kosztuje podatnika, bo jako radny miejski nie pobiera drugiej diety, postanowił dotrwać do końca kadencji. - Prawdopodobnie w przyszłym roku nie będę już startował w wyborach do rady dzielnicy - zapowiada Jaśkowiec.

Podobną deklarację składa Łukasz Wantuch, bo jak mówi łączenie mandatów nie jest dobrym rozwiązaniem. Radny przyznaje, że sesje rady dzielnicy często kolidują z posiedzeniami klubu Przyjazny Kraków, którego jest członkiem. - Zawsze jednak staram się być na sesji, nawet jeśli muszę wcześniej wyjść - tłumaczy Wantuch i dodaje, że również chętnie zrezygnowałby z bycia radnym dzielnicy, ale podczas ostatnich wyborów … obiecał mieszkańcom, że tego nie zrobi.

- Już raz zrzekłem się mandatu, co było błędem popełnionym pod wpływem emocji i w swojej ulotce wyborczej zapewniłem mieszkańców dzielnicy, że więcej tego nie zrobię i zamierzam dotrzymać słowa - mówi Wantuch.

Niesprawiedliwe łączenie mandatów

Dariusz Wicher, radny PiS broni się z kolei, twierdząc, że na sesjach bywa tak często, jak tylko czas mu na to pozwala i zapewnia, że postara się bywać częściej. - Sam jestem przeciwnikiem łączenia tych dwóch mandatów, to niesprawiedliwe w stosunku do tych dzielnic, które nie mają w swoim składzie radnych miejskich. Mają przez to mniejsze przełożenie na radę miasta - podkreśla Dariusz Wicher.

Radni zaznaczają, że będąc jednocześnie przedstawicielem dzielnicy i miasta łatwiej jest realizować postulaty mieszkańców, a co za tym idzie zdobywać ich sympatię i głosy w kolejnych wyborach.

W tej kadencji w radach dzielnic zasiada w sumie 14 radnych miejskich. Najwięcej (trzech) jest ich właśnie w Dzielnicy III Prądnik Czerwony, dwoje zasiada w radzie dzielnicy IV Prądnik Biały (Jakub Kosek i Teodozja Maliszewska). 7 dzielnic w ogóle nie ma swoich “reprezentantów” w radzie miasta.

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.