Obwarzanek zostaje, ale precel i bajgiel będą musiały zniknąć z Rynku Głównego. Podobnie jak: meleksy, niemoralne ulotki i stoiska z ciupagami. Miasto przygotowało nowelizację uchwały o Parku Kulturowym Stare Miasto. - Urzędnik, który to wymyślił powinien dostać nagrodę w konkursie na utrudnianie życia przedsiębiorcom - komentuje w rozmowie z news.krakow.pl radna Małgorzata Jantos.
Pierwsza wersja uchwały obowiązuje już od ponad 6 lat, ale przeciętnemu przechodniowi trudno to dostrzec. Rynek Główny, zwłaszcza latem, zamienia się w prawdziwy jarmark. Dlatego teraz urzędnicy wpadli na pomysł zaostrzenia przepisów. Jak tłumaczą, jest to podyktowane „chęcią przeciwdziałania negatywnym zjawiskom, które w ostatnich latach na terenie Parku Kulturowego Stare Miasto uległy natężeniu, a do tej pory nie zostały uregulowane”.
W pierwszej kolejności zmiany odczują właściciele nocnych lokali. Nie będą już mogli podświetlać swoich przybytków oślepiającym wielobarwnym i migającym światłem, ani wystawiać w witrynach głośników, telebimów czy wyświetlaczy LED. Możliwe będzie używanie tylko światła białego lub zbliżonego. Planowane jest również wprowadzenie zakazu stosowania reklamy sprzecznej z moralnością publiczną i rozdawania takich ulotek.
Zabronione będzie również reklamowanie się za pomocą kostiumów innych niż tradycyjnie krakowskie. To oznacza, że z ulic centrum znikną panie z różowymi parasolkami, osoby przebrane za motyle, kufle piwa czy naganiacze w lustrzanych kostiumach.
Z bram, przejść i przejazdów do kamienic zostaną sprzątnięte reklamy i wystawki różnego rodzaju towarów. Na tych legalnie działających stoiskach też nie będzie można handlować byle czym. Zdaniem urzędników pamiątki powinny mieć charakter krakowski, a nie dowolny. - Dość handlu ciupagami albo szalikami Bayernu Monachium – zaznacza magistrat.
Ofiarą nowej uchwały mają paść również precle i bajgle. Z wózków będzie można sprzedawać wyłącznie obwarzanki krakowskie, jako produkty o chronionym oznaczeniu geograficznym w Unii Europejskiej.
Kolejne ograniczenia czekają restauratorów. To – jak mówią urzędnicy - reakcja na tzw. „wędrujące” ogródki kawiarniane, które w godzinach wieczornych rozrastają się tak, że nierzadko sięgają jezdni. Po wejściu w życie nowych regulacji ogródki szersze niż metr będą musiały być ograniczane ogrodzeniami lub donicami z kwiatami.
W obrębie Parku Kulturowego turyści i mieszkańcy będą mogli przemieszczać się pieszo lub wyłącznie za pomocą dorożek, taksówek i transportu publicznego. Meleksy będą mogły się poruszać tylko po ulicach wokół Plant. Ograniczona zostanie również działalność wypożyczalni – będzie można wypożyczyć rower, ale nie segway czy trójkołowiec elektryczny.
- Chcemy aby propozycje zmian zostały wprowadzone wiosną pod obrady Rady Miasta. Propozycje zostaną skonsultowane z mieszkańcami i przedstawicielami różnych branż. Już trwają z nimi rozmowy - informuje biuro prasowe krakowskiego magistratu.
ROZMOWA z Małgorzatą Jantos, krakowską radną
Tajny konkurs na utrudnianie życia przedsiębiorcom?
Czy góralska ciupaga to, Pani zdaniem, dobra pamiątka z pobytu w naszym mieście?
Jeśli ktoś chce ją kupić to tak.
Urzędnikom to się jednak nie podoba i to oni chcą decydować, co będzie można przywieźć z wycieczki do Krakowa.
Przeraża mnie chęć ingerencji zewnętrznej w nasze prywatne życie. Zostawmy ludziom wolność w decyzjach, nie ograniczajmy ich. To przedsiębiorcy, a nie urzędnicy, wiedzą najlepiej na co jest popyt i na czym mogą zarobić. Stoiska z ohydnymi pamiątkami można znaleźć w Paryżu czy Londynie i nikt nie próbuje tam zaglądać sprzedawcom do straganów i decydować, czym mogą handlować, a czym nie.
W Krakowie „oferowane pamiątki powinny mieć charakter krakowski, a nie dowolny. Dość handlu ciupagami albo szalikami Bayernu Monachium” mówią urzędnicy, którzy przygotowali nową uchwałę w sprawie Parku Kulturowego.
Obserwuję pracę urzędników od wielu lat i coraz częściej dochodzę do wniosku, że uczestniczą w tajnym konkursie na utrudnianie życia przedsiębiorcom. Być może jest tak, że ten kto wymyśli bardziej absurdalny pomysł, dostanie nagrodę.
Nowa uchwała o Parku Kulturowym zasługuje na „nagrodę”?
Bez wątpienia tak. Chodzi o to, że nikt nie zapytał tych ludzi o zdanie. Hasło „ograniczymy powierzchnię ogródków kawiarnianych, będzie więcej miejsca do spacerowania” ładnie brzmi, ale nikt nie zapytał, ile stracą na tym ci, którzy te interesy prowadzą. Chciałabym usłyszeć ich opinię, jeśli powiedzą, że im te ograniczenia nie przeszkadzają, to nie ma problemu. Przepraszam, ale muszę odebrać drugi telefon (…) Już jestem, to była jakaś reklama.
Sama Pani widzi, reklamy są wszędzie i utrudniają ludziom życie, uchwała o Parku Kulturowym może nieco uregulować te kwestie.
Takie są prawa rynku. Jeśli ograniczymy możliwość reklamy, przez zakaz wywieszania szyldów to zastanawiam się, w jaki sposób mają się reklamować chociażby galerie sztuki czy restauracje, które nie mają wejścia bezpośrednio od ulicy, ale są na piętrze. Kto się wówczas o nich dowie?
Wiele z tych restrykcji skierowanych jest przeciwko klubom go-go. Przyzna Pani, że nie są one najlepszą wizytówką miasta?
Przyznam, ale może należałoby wynegocjować z nimi zmianę formy reklamy. Czy pan prezydent spotkał się z nimi i im to zaproponował? Czy ktokolwiek z nimi rozmawiał?
Ja rozmawiałam. Jakiś czas temu pisałam artykuł o klubie ze striptizem usytuowanym na wprost klasztoru i szkoły sióstr prezentek. Klub reklamuje się za pomocą telebimu, na którym wyświetlane są roznegliżowane kobiety. Mimo apeli ze strony sióstr i rodziców uczniów, właściciel przyznał, że nie może usunąć telebimu, bo tym przyciąga klientów.
Uważam, że prezydent powinien zaprosić właścicieli tych lokali i powiedzieć: „proszę państwa, tak być nie może, my – jako miasto – nie godzimy się na to. Możemy zadziałać w sposób restrykcyjny, ale wolelibyśmy tego nie robić. Czy macie zatem jakiś pomysł na to, jak ucywilizować waszą działalność?”
Jakoś trudno mi uwierzyć w skuteczność takiego apelu.
Zorganizowałam kiedyś w urzędzie miasta spotkanie urzędników z krakowskimi restauratorami mającymi firmy na Rynku Głównym. Chodziło wówczas o ograniczenie hałasu w centrum. Na początku spotkania były przedstawiane przede wszystkim wzajemne pretensje, ale w pewnym momencie zaczęto podsuwać propozycje rozwiązań, rodziły się bardzo dobre pomysły. Kiedy zacznie się rozmawiać z przedsiębiorcami, ale nie z pozycji zakazów i nakazów, to jestem przekonana, że sami wymyślą pewne rzeczy, które doprowadzą do estetyzacji miasta.
A jeśli nie zechcą się ograniczyć?
To dopiero wówczas powinno się wprowadzać restrykcje.
Dlaczego tak bardzo broni Pani restauratorów i handlarzy?
Jeśli chcemy mieć bezpłatną komunikację publiczną; smocze skwery; bezpłatne koncerty dla dzieci i seniorów to ktoś musi za to zapłacić. Płacą podatnicy. Im lepiej zarabiają – tym więcej płacą. Inwestycje w mieście odbywają się dzięki podatkom. Tak więc, jeśli na przykład zmniejszymy powierzchnię letnich, kawiarnianych ogródków – to zyskamy większą przestrzeń spacerową, ale restauratorzy mniej zarobią, a co za tym idzie mniej odprowadzą do kasy miasta – i będzie mniej placów zabaw dla dzieci. Wydaje się, że jest to dość proste i logiczne.
Rozmawiała: Anna Kolet-Iciek