PILNE

Rżnięte dyszle, czyli dwie strony komunikacji

11 maja 2017 Miasto
Autor:  Filip Szatanik

Lato, wakacje już za niedługo. W Krakowie to również szczyt sezonu turystycznego, zatłoczone ulice Starego Miasta, woń grilli, wyspiarze w strojach supermenów. To co zawsze.

Powrócą pewnie również żelazne, wakacyjne tematy krakowskich mediów, czyli: o niedoli dorożkarskich koni, o żebrakach w przestrzeni miasta, którzy jak zwykle o tej porze roku ściągną tu z całego kraju. A miasto nic z tym nie robi. I tak w koło Macieju.

Szczególnie dobrze pamiętam zamieszczony niegdyś (na poważnie) w "Dzienniku Polskim" tekst o tym, jak dorożkarze rżną (dosłownie) dyszle, aby oszukać przepisy i jednocześnie zadać koniom więcej cierpień. To był piękny, kwiecisty i bardzo plastyczny język.

A tak na poważnie: moda na pisanie o udrękach koni zapanowała w Krakowie kilka lat temu. Nie pomogły ani opinie ekspertów, w tym m.in. dr Marka Tischnera z Uniwersytetu Rolniczego, ani fakt, że dorożki wożą ludzi w Krakowie od dawien dawna. Choć trzeba przyznać, że troska mediów i społeczników o los konia spowodowała, że krakowskie dorożki wyglądają elegancko, a konie są wyjątkowo zadbane. Cóż, temat koni wraca jako pewnik przed każdymi wakacjami. I tak będzie w tym roku.

Gdy jednak tematów brakuje, trzeba je wymyślić. Kilka lat temu paru dziennikarzy radiowych związanych z tzw. spółdzielnią (o tym jak działa, też kiedyś napiszę) namówiło aktora, który bawił gawiedź na Rynku w stroju diabła, aby pozwał władze miasta, które odmówiły mu zgody na happeningi. Naiwny i lekko pazerny na sławę aktor przyjął wyzwanie, w ruch poszła maszyna sądowa, a każda kolejna odsłona postępowania sądowego dawała asumpt do dowcipnego, prześmiewczego materiału. Z premedytacją sprowokowano ruch, aby zapewnić kilku stacjom atrakcyjną treść w okresie tematycznej "posuchy". Sprytne, ale czy etyczne i w porządku wobec słuchaczy?

Z drugiej strony wykorzystywanie błędów, pomyłek i niefrasobliwości urzędniczej przez sprytnych dziennikarzy to ich prawo. Kiedyś jeden z takich urzędników o filozoficznym nastawieniu stwierdził, że riksze nie wjadą na krakowski Rynek bo kojarzą się z....okupacją niemiecką. Cóż, argument mało urzędowy, za to artykuł na pierwszą stronę. Ten tekst nie powstałby pewnie, gdyby ów urzędnik był odpowiednio przygotowany do rozmowy czy to z mieszkańcem, czy przedsiębiorcą, czy dziennikarzem. A nie był. Odpowiednie przygotowanie do komunikacji, stworzenie odpowiedzialnej i profesjonalnej obsługi mediów jest kluczowe dla każdej władzy, która chce, aby jej intencje były dobrze zrozumiane przez społeczność lokalną. Z tym bywa różnie. Jest to widoczne również na naszym, lokalnym, krakowskim gruncie.

Mamy wiele profesjonalnych modeli komunikacji, przykładów dobrego zarządzania sytuacją medialną. Mamy również modele reaktywne, generujące wręcz kryzysy zamiast zapobiegania. Dlaczego tak się dzieje? O tym, jak prowadzić komunikację, aby dotrzeć do mieszkańców miasta i nie zaliczyć wpadki, opowiem w następnym felietonie. Tak jak, nawiązując do Józefa Szujskiego, fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki, tak zła komunikacja wewnątrz organizacji uniemożliwia dobrą komunikację z otoczeniem zewnętrznym. Pozdrawiam!

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.