Dzisiaj kiedy poznajemy kogoś nowego najczęściej wpisujemy jego nazwisko w wyszukiwarce portali społecznościowych. Internet pomaga niemalże we wszystkim. Ale jedno nigdy się nie zmieni. Nigdzie nie będzie napisane: zły, groźny czy śmiertelnie niebezpieczny. Dlatego niejedna kobieta jak i mężczyzna wpadnie w pułapkę i da się oszukać. Nienaganne maniery, doskonale skrojony garnitur i ujmująca uprzejmość. "Piękny Władziu" brylował na salonach. Wiecie juz o kim mowa?
Władysław Mazurkiewicz- Elegancki morderca. Jadał głownie w Wierzynku, uwielbiał kawior i brydża. Pan życia i śmierci!
Ojciec był drukarzem. Matka zmarła gdy miał trzy lata. Po gimnazjum Mazurkiewicz dostał się na Wydział Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. On jednak wolał spędzać czas w kawiarniach, restauracjach i najlepszych hotelach. Kobiety za nim szalały, a mężczyźni zabiegali o jego przyjaźń. Finalnie skończył jedynie szkołę poligraficzną. W czasie wojny został bliskim kompanem krakowskiego gestapo Rudolfa Arnolda. Załatwił sobie legitymację fryzjera gestapo. Z nią mógł robić juz wszystko. Podróżował, bawił się, czuł, że żyje. Sąsiedzi z Biskupiej go uwielbiali. Częstował dzieci czekoladkami, pomagał sąsiadce (przyszłej ofierze). Wzbudzał zaufanie, co pozwoliło mu oszukiwać jak i później pozbywać się swoich partnerów w interesach. Duży majątek zdobył w czasie okupacji niemieckiej, grabiąc mienie pożydowskie po likwidacji getta krakowskiego.
Mordować zaczął 1943. Głównie dla pieniędzy. Pierwsza próba? Częstuje niejakiego Tadeusza B. kanapką z szynką, nafaszerowaną cyjankiem potasu. Handlarz złotem poczuł jednak dziwny smak i przerwał jedzenie. Niestety nie poszedł na milicje. Kolejna ofiara umiera na jego oczach. Sprzedawca dolarów zostaje poczęstowany herbatą zmieszaną z wódką oraz trucizną. Stosuje ten sam schemat jeszcze parę razy, ale niedługo cyjanek zamienia na pistolet. Jako nieliczny z mieszkańców Krakowa posiada samochód. To nim właśnie wywozi swoje ofiary za miasto i zabija. Nazywa siebie pośrednikiem w najróżniejszych interesach- skóra, złoto, brylanty - przychodzi mu to całkiem łatwo. Zabija swoje ofiary strzałem w tył głowy. Zwłoki wrzuca do rzeki.
Wpada zupełnie przypadkowo. Jednej z jego ofiar kula zatrzymuje się na kości czaszki. Zbrodniarz nie strzelił po raz drugi. Ofiara zgłasza się do szpitala. Pocisk zostaje usunięty. W 1 dniu listopada 1955 milicja zatrzymuje Mazurkiewicza. Podczas rewizji znajduje w jego garażu zwłoki dwóch majętnych sióstr mieszkających w tej samej kamienicy co Władziu. Obydwie zginęły od strzałów w potylice. Dziesięć miesięcy później zapada wyrok skazujący, który może być tylko jeden- kara śmierci. Wyrok wykonany zostaje 29 stycznia 1957 roku. Zabijał w Krakowie przez 12 lat. Jego ofiarą padło sześć osób, a dwie kolejne cudem przeżyły. "Cyniczny gracz życiem ludzkim" - określił go prokurator podczas procesu.
Fot. minnie-kryminalistyka.pl