PILNE

Szatanik na środę. Internet, czyli koniec prywatności

28 czerwca 2017 Miasto
Autor:  Filip Szatanik

Miało być o błędach w komunikacji na linii władza - społeczność lokalna. Za sprawą prezesa Wisły Kraków postanowiłem jednak napisać o innym, wciąż dyskusyjnym problemie. Również na naszym, krakowskim gruncie.

W jednym z pierwszych felietonów pisałem, że dawanie upustu emocjom w mediach nie może skończyć się dobrze. Szczególnie kiedy jesteś znaną personą. Całkiem niedawno wpadkę taką zaliczył prezes krakowskiej Wisły. Piotr Dunin-Suligostowski pełen emocji wpis, okraszony soczystym wulgaryzmem, w sprawie wizyt Jarosława Kaczyńskiego na Wawelu przypłacił zawieszeniem. Decyzja zarządu klubu była natychmiastowa. Sam pan prezes, jak wynika z publikacji internetowych, był na urlopie. I dlatego sądził pewnie, że w czasie urlopu może sobie pozwolić na "prywatność". Stanowczość zarządu może być więc dla niego niezrozumiała. Czas prywatny to czas prywatny w końcu. A może nie?

Nie. Not anymore. Wejście w internet z rozpoznawalnym nazwiskiem, komentowanie, twittowanie, każdy ruch na facebooku, instagramie, w tym także udostępnianie i lajkowanie - każdy ruch jest śledzony i obserwowany. SM to narzędzie totalne. I czytelne na wielu płaszczyznach. Dla pracodawcy, który chce sprawdzić charakter przyszłego pracownika, dla wyborców i dla polityków, dla wszystkich. Mówi o nas wiele. Bo też my chcemy mówić o sobie. A nie zawsze powinniśmy. I nie zawsze wszystko. Bo internet jest bezlitosny. O ile jednak agresja internetowa, zwana popularnie hejtem, może sprawić osobie bliżej nieznanej po prostu przykrość, to polityka czy działacza może już kosztować karierę.

Inny przykład. Też z ostatnich tygodni. Bardzo popularny urzędnik, aktywny w internecie, szczególnie na facebooku. Jego działania na FB najczęściej ogniskują się wokół tematyki, którą zajmuje się zawodowo. Słowem, łączy prywatne z zawodowym w idealnym związku. Komentuje, lajkuje, obwieszcza, zajawia, inicjuje dyskusje. Wzorcowa wprost komunikacja, doskonały feedback, szybkie reakcje na posty i zapytania. Pomyślałem sobie: wreszcie samorządowcy zaczęli poważnie traktować FB. Przywołałem tegoż zatem na FB w sprawie interwencyjnej, zgodnej z jego kompetencjami. I otrzymałem zdumiewającą odpowiedź komunikatorem od, jak domniemywam, członka rodziny zacnego urzędnika. Wynikało z niej, że jest on w kinie, że nie jest superbohaterem na zawołanie i że należy z interwencjami dzwonić na służący temu numer. Sam urzędnik już nie pofatygował się z odpowiedzią. Czar trochę prysł. Bo gdy się jest osobą publiczną, rozpoznawalną i wchodzi do rwącej rzeki zwanej "media społecznościowe", nie ma miejsca na prywatność. Trzeba się liczyć z tym, że oprócz pochwał zbierzemy cięgi. Od mieszkańców, od hejterów, od przeciwników. Facebook nie działa od poniedziałku do piątku od 8.00 do 16.00. Nie działa tylko wtedy, kiedy mamy ochotę, nie działa tylko wtedy, kiedy byśmy tego chcieli. Działa ciągle. Działa, kiedy jesteśmy w kinie, działa, gdy jesteśmy na spacerze. Chcemy grać w tę grę, to albo w nią gramy, albo naciskamy przycisk "usuń stronę" i nas nie ma. Oczywiście tylko na facebooku. Choć dla wielu to już prawie jak życie. Można wiele wygrać, ale trzeba być konsekwentnym. Choć może w tym jednym przypadku zabrakło po prostu zwykłego "zbriefowania" członków rodziny pod hasłem "od teraz żyjemy z moim facebookiem".

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.