PILNE

Uczniowie lepsi w elektronice, niż w sznurowaniu butów

05 czerwca 2018 Apetyt na Kraków
Autor:  Rozmawiał: Jakub Kot

Rozmowa z Ryszardem Sikorądyrektorem Szkoły Podstawowy nr 36 w Krakowie

Panie Dyrektorze, podstawówka, która Pan kieruje ma długą historię.

Źródła, do których dotarliśmy mówią, że to jedna z najstarszych placówek w Krakowie. Założono ją w 1814 roku we wsi Krowodrza. Od tamtego czasu funkcjonowała w różnych miejscach. Najpierw w wynajętej od gospodarza skromnej izbie, a teraz naszą stałą siedzibą jest budynek przy Mazowieckiej 70.

Wiadomo, ile dzieci uczęszczało do szkoły w pierwszych latach jej istnienia?

Około 20. W latach 60. mieliśmy natomiast najwięcej, bo aż 1100 podopiecznych. Teraz do naszej placówki uczęszcza 420 dzieci i myślę, że to optymalna liczba, która pozwala nam kojarzyć wszystkich uczniów. Gdyby było ich więcej, wówczas nie moglibyśmy ich dobrze poznać, a przecież dla pedagoga rzeczą najważniejszą jest nawiązywanie relacji z uczniami. W dużych „molochach” to niemożliwe.

Do czego szkoła nr 36 przywiązuje największą wagę?

Gdybym miał wybrać jedną rzecz, byłoby to szeroko rozumiane wychowanie. Staramy się aby młody człowiek kierował się wartościami i umiał zachować się stosownie do sytuacji. W kwestii czysto edukacyjnej stawiamy na języki. Uczymy dwóch: angielskiego i niemieckiego. Od lat organizujemy wiele projektów międzynarodowych. Organizujemy wymianę ze szkołą w Wiedniu i co roku nasze dzieci jeżdżą poznawać tamtejsze życie, a my przyjmujemy do siebie młodych Austriaków. Jest okazja do szlifowania języka, sprawdzenia się w innym środowisku. W dzisiejszym świecie młody człowiek musi umieć potrafić się skomunikować, a znajomość języka jest w tym niezbędna. Mamy sukcesy też w innych przedmiotach. Nasze dzieciaki każdego roku biorą udział w dwóch sztandarowych konkursach: Kangur i Krakowska Matematyka. Osiągają także sukcesy egzaminach zewnętrznych, w których szkoła plasuje się zawsze wśród placówek z bardzo wysokimi, czy nawet najwyższymi wynikami.

Śledzą Państwo dalsze losy absolwentów?

Z naszej wiedzy wynika, że dzieciaki po ukończeniu szkoły radzą sobie dobrze. W zdobywaniu informacji pomocne są pikniki organizowane przez szkołę. Wtedy jest czas na rozmowy z absolwentami. A to że nasi byli uczniowie się na nich pojawiają najdobitniej świadczy, że czują z „36.” szczególną więź.

A może Pan wymienić kilku bardziej znanych absolwentów?

Choćby aktor Wiktor Sadowy, czy niedawno zmarła artystka Piwnicy Pod Baranami Anna Szałapak. Można wymienić również panią prof. Agnieszkę Zalewską, która przez dwa lata była szefową instytutu jądrowego CERN w Szwajcarii. Jest też Przemek Mazur, który kilka razy wygrywał matematyczne mistrzostwa świata.

 A jacy są współcześni uczniowie?

Tacy sami jak 10 czy 20 lat temu. Jednak z moich obserwacji wynika, że lepiej znają się na elektronice niż na wiązaniu butów. To są drobiazgi, które na co dzień nie są widoczne. Gdy jednak w klasie pojawi się kilkoro takich uczniów, to pani nauczycielka ma ręce pełne roboty. Z drugiej strony dzieci przychodząc do szkoły mają większy zasób informacji. To wynika oczywiście z dostępności do internetu, czy telewizji.

Jak długo dzieci przebywają w szkole?

Nawet do godz. 17, bo wtedy jest jeszcze czynna jest świetlica i osobiście wolałbym już tych godzin nie przedłużać. Ważne, żeby dzieci mogły też spędzać czas w domu. Choć pytanie, czy w domu rzeczywiście spędzają go z rodzicami?

Czy szkoła proponuje uczniom dodatkowe zajęcia oprócz standardowych lekcji?

Nie chcę się zbytnio chwalić, ale uważam, że nasza oferta jest bardzo szeroka. Od zajęć sportowych, przez takie na ćwiczenie umysłu, po plastyczne, muzyczne... Jest tego sporo. Prowadzą je nasi nauczyciele i wychowawcy z domów kultury, z którymi współpracujemy. Rodzice mają naprawdę z czego wybierać. Jestem zwolennikiem tego, by dziecko po lekcjach robiło coś, co sprawia mu przyjemność. Najważniejsze, żeby rodzice nie próbowali kosztem dziecka spełniać własnych niespełnionych ambicji. Nie każdy będzie drugim Nadalem czy Lewandowskim.

Teraz dzieciakom chyba szybko zmieniają się zainteresowania i potrafią błyskawicznie się czymś znudzić.

Dlatego właśnie muszą mieć możliwość różnorodnych form aktywności, by mogły się sprawdzić i poszukać własnej drogi. I by czerpały z tego przyjemność, bo o to tu chodzi. Niektórzy są dobrzy w wielu dziedzinach, inni natomiast skupiają się na jednej rzeczy.

A szkoła zadaje dużo prac domowych?

Jestem zwolennikiem złotego środka. Na przykład w matematyce sama lekcja może nie wystarczyć, niektóre rzeczy, by je dobrze utrwalić, trzeba przećwiczyć w domu. Ważną kwestią w pracach domowych jest to, czy potem nauczyciel je sprawdzi. Bo jak nie, to po co je zadaje? A jak już sprawdzi, to czy wytłumaczy uczniowi, co było, a co źle? Musi być tutaj informacja zwrotna. Gdy jednak nauczyciel zadaje coś uczniowi, bo nie zdążył tego zrobić na lekcji i wygląda to na zasadzie „doczytajcie sobie sami” - to jest niedopuszczalne. Szkoła ma za zadanie wychodzić naprzeciw uczniowi. My jesteśmy dla niego, a nie on dla nas.

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.