PILNE

Vis à Vis. Twórczo się tu nawet pije…

02 czerwca 2017 Apetyt na Kraków
Autor:  Małgorzata Bożek

fot. Iwona Siwek-Front

Czas płynie tu nieco wolniej, bo jak mawiał jego słynny bywalec – Piotr Skrzynecki – pośpiech upokarza. Mimo niewielkich rozmiarów drink-baru liczba artystów na metr kwadratowy jest w tym miejscu chyba największa w całym Krakowie. W Vis à vis, czyli w legendarnym Zwisie, przy stoliku i barze powstają wiersze, rysunki, artykuły. Twórczo się tu nawet pije…

- Niektórzy w knajpach mają klimatyzację, my mamy klimat – mówi artystka Iwona Siwek-Front, która w Vis à Vis bywa niemal codziennie. Żartuje, że zanim się tu wybierze, sprawdza, patrząc przez lornetkę z balkonu pracowni na Wiślnej, kto już zawitał do barowego ogródka. Zawsze spotyka w Zwisie kogoś znajomego. Jego bywalcami są Andrzej Sikorowski, Zbigniew Preisner, Marcin Świetlicki, Jan Nowicki, czy nawet Grzegorz Turnau, który w pobliżu, na ul. Brackiej, ma własny lokal. Rzeźba Piotra Skrzyneckiego, wielkiego twórcy z Piwnicy pod Baranami, stojąca przed wejściem do lokalu, przypomina o artystycznym charakterze tego miejsca i jego związkach ze słynnym kabaretem.

Vis à Vis powstało w latach siedemdziesiątych. Wcześniej mieściła się tu podobno m.in. Centrala Rybna oraz kantor. Kiedy bar przeszedł w 1980 roku pod zarząd WSS „Społem”, jego kierowniczką została Bronisława Solecka i prowadziła lokal do przełomu wieków. Dziś jej pracę kontynuuje syn, Bogdan Solecki, razem z żoną i synem. – Miałem 20 lat i trzeba było iść do pracy – mówi Pan Bogdan, wspominając pierwszy raz, kiedy stanął za barem Zwisu.

Od kiedy pamięta w Vis à Vis pojawiali się artyści z położonej tuż obok Piwnicy pod Baranami. Podobno przywędrowali tu, gdy zamknięto kawiarnię „Kolorowa”. Zwis stał się wtedy dziennym oddziałem pobliskiego kabaretu. Do baru przychodzili też cinkciarze spod mieszczącego się niedaleko banku. – To były dwa różne światy, które jednak przy barze umiały się porozumieć – zaznacza Pan Bogdan. Ówcześni „biznesmeni” stawiali artystom wódkę. Chcieli grzać się w ich blasku i cieszyć kulturalnym towarzystwem niezwykłej klienteli baru.

Tę kolorową mozaikę uzupełniały tzw. miejskie osobowości – Zbigniew Fijałkowski zwany Szajbusem, zaglądający tu inny kolorowy ptak o pseudonimie Szef czy jąkająca się modelka Agata z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. – Pojawiali się nie wiadomo skąd i znikali, jak jakieś motyle latające – wspomina Bogdan Solecki – Oczywiście świetnie dogadywali się z piwniczanami, bo artysta z artystą zawsze się dogada, choć niekoniecznie na tematy artystyczne – dodaje.

Dziś wciąż nie brakuje tu barwnych osobowości. Jak podkreśla właściciel, to oni – dawni i obecni – tworzyli i tworzą klimat legendarnego już Zwisu. Z perspektywy tego miejsca często spoglądają na świat, gromadzą tu materiał do pracy, dyskutują o teatrze, sztuce, poezji i w końcu tworzą. Wykładowcy wpisują zaliczenia do indeksów. Barman Marek Wawrzyński jest uznanym poetą. Przy stoliku „służbowym” w Vis à Vis powstaje słynna „zwisowa” gazetka, zresztą w maju uhonorowana przez Jacka Majchrowskiego, z którego rąk „nadredaktor”, prof. Bogusław Kucharek, odebrał odznaczenie Honoris Gratia. W najnowszym wydaniu tygodnika można przeczytać, że prezydent obiecał od tego czasu regularnie sięgać po „Gazetę vis à vis”.

Rysunki, które są stałym elementem barowego periodyku, tworzy przy barze w Zwisie Iwona Siwek-Front. Przychodzi tu kilka razy w tygodniu i w zamian za poranną kawę rysuje na niewielkich kartkach kolejne przygody „Baby lukrowanej z duszą nieczystą”. Baba, która ma już nawet swój profil na Facebooku, przygląda się zwisowemu życiu. Często odnosi się do zasłyszanych w lokalu rozmów oraz zaistniałych sytuacji. W tym tygodniu razem z barmanką, zwaną przez bywalców Zwisu „Pszczółką Madzią”, „baba” stworzyła swojski manifest:

Przyszło do baru małżeństwo gdzieś z Europy i domagało się kawy bezkofeinowej, Madzia powiedziała im, że takiej nie ma, i rzuciła: „W tym lokalu kawa bezkofeinowa? W życiu! Nie zrobimy tu nigdy hipsterskiej knajpy!”. No i Baba miała gotowy manifest: nie ma i nie będzie w Zwisie kawy bezkofeinowej i wódki bezalkoholowej, nie ma kuchni Fusion czy zdrowej żywności, a faceci w klapkach i z brodami do nas nie przychodzą! – śmieje się artystka. – Tu jest swojsko: pije się, przeklina, je parówki i flaki w nocy albo idzie na kieliszek wódki po kotlecie zjedzonym gdzieś na Rynku. Hipsteriada NEVER!

Młodzi ludzie faktycznie nie zaglądają tu zbyt często. Mają swoje puby i kluby przy pl. Szczepańskim czy na ul. Dolnych Młynów. Wyjątkiem są turyści. Podczas ostatniego sylwestra przy noworocznym drinku bawiły się tu dziewczyny z Urugwaju, towarzystwo z Irlandii, a nawet Greczynki z wyspy Syros. Czasem obcokrajowcy pokazują prowadzącemu bar, że w przewodnikach jako punkty do odwiedzenia mają zaznaczony Wawel, Sukiennice, a następnie Zwis. Problem sprawia turystom tylko trafienie do barowej toalety umiejscowionej w bramie obok: – Słynna pani Krysia tak tłumaczyła turystom, gdzie jest ubikacja, że z kluczami szli do głowy Mitoraja. Oczywiście również o tym Marek napisał wiersz – mówi Iwona Siwek-Front.

Wspomniana pani Krysia to jedna z dwóch ikon - pracownic Vis à Vis. Razem z panią Zosią wpisały się już na stałe w historię Zwisu i w opowieściach poświęca się im równie wiele uwagi, co artystycznej klienteli baru. Pierwsza z pań przeszła już na emeryturę, druga wyjechała do córki do Stanów Zjednoczonych i teraz krąży między Ameryką a Krakowem. Pani Zosia wydała wspomnienia pt. Przy stoliku z Panem Piotrem, a także sfotografowała najmłodszych bywalców tego miejsca. – Kiedy byłam tu przed laty z moją córką, wtedy jeszcze w wózeczku, Pani Zosia wsadziła jej pieniążek pod poduszkę, na szczęście – opowiada Iwona i dodaje, że pamięta białe społemowskie buty pani Zosi i Krysi stojące na zapleczu, gdzie również zobaczyć można było zawieruszoną gitarę jednego z bardów, a nawet wiolonczelę.

Jak wspomina Bogdan Solecki, jakiś czas temu pewien profesor codziennie rano siadał przy rzeźbie Piotra Skrzyneckiego i wypalał w tym miejscu papierosa, aby zaraz pójść dalej. Dziś z figurą piwniczanina często fotografują się odwiedzający Kraków, ale raczej nie przysiadają na dłużej. Pan Piotr zawsze dzierży świeże kwiaty, choć nie ma już Pani Zosi i Krysi, które niegdyś zawsze o to dbały. Dziś przynoszą je kwiaciarki z Rynku, nieznajomi przechodnie, goście lub kierownik baru. Teraz, wiosną, królują konwalie. W Zwisie o kwiatach dla czołowej postaci baru zawsze ktoś pamięta.

Zdjęcia: dzięki uprzejmości baru Vis à Vis oraz Iwony Siwek-Front

Zamknij

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.