Od miesiąca w firmach zajmujących się wycinką drzew urywają się telefony. Mieszkańcy dopytują o wolne terminy. Chcą jak najszybciej pozbyć się niechcianej zieleni, bo obawiają się, że mogą na nowo wejść w życie przepisy, które im tego zakażą.
Nie odstraszają ich ceny, bo za usuniecie jednego drzewa trzeba zapłacić około 600 zł, a wykarczowanie z samosiejek hektarowej działki kosztuje nawet 25 tys. zł.
- Nigdy nie mieliśmy tylu zleceń. Można powiedzieć, że w końcu nastały złote czasy. Krakowianie wycinają na potęgę. Pozbywają się i pojedynczych drzew i samosiejek z dużych działek – mówi właściciel jednej z małopolskich firm, dodając, że zlecenia ma przede wszystkim z Krakowa.
To wszystko jest możliwe, bo z początkiem roku weszły w życie zliberalizowane przepisy, na mocy których nie jest wymagana zgoda magistratu na wycinkę drzew. Pozwolenie urzędu jest konieczne tylko wtedy, gdy zieleń byłaby usuwana na cele gospodarcze.
Efekt jest taki, że w Krakowie w ciągu miesiąca pod topór poszły drzewa na Czyżynach (róg ulic: Nowohuckiej i Alei Pokoju), Dębnikach (ul. św Jacka), w Mistrzejowicach (pomiędzy ulicami Zawieyskiego i Ks. Jancarza), na Białym Prądniku ( przy ul. Pasteura), a także na rogu al. 29. Listopada i Opolskiej i w Łagiewnikach (przy ul. Ks. Tischnera).
Ten wzmożony ruch w interesie wywołuje obawa właścicieli nieruchomości, że po akcjach społeczników i mieszkańców Krakowa zaangażowanych na rzecz walki o czyste powietrze – przepisy mogą ponownie zostać zaostrzone.
Takiego obrotu sprawy życzyłby sobie Mariusz Waszkiewicz, prezes Towarzystwie na rzecz Ochrony Przyrody, który na profilu „Chrońmy drzewa” zamieszcza zdjęcia z karczowania dużych połaci ziemi.
- Jeśli o czymś wiemy, to takie informacje wrzucamy na Facebooka z nadzieją, że zaglądną tam politycy i przejrzą na oczy, co narobili. Może uda się w trybie pilnym poprawić tę nieszczęsną ustawę – mówi Waszkiewicz.
Liczy też, że urzędnicy miejscy i wojewódzcy zaczną działać. - To nie jest tak, że miasto ma ograniczone ręce. Gmina Kraków mogłaby ustanowić użytki ekologiczne, zespoły krajobrazowo-przyrodnicze, czy pomniki przyrody, a samorząd wojewódzki – parki krajobrazowe - zaznacza prezes.
Ewa Olszowska-Dej, dyrektor Wydziału Kształtowania Środowiska Urzędu Miasta Krakowa w rozmowie z news.krakow.pl twierdzi, że urzędnicy już działają.
- Tworzymy bazę drzew, którym można nadać status pomników przyrody. W tym celu zwróciliśmy się do rad dzielnic, by nam wskazały, gdzie one rosną. Trzeba jednak pamiętać, że takimi sposobami nie uda nam się uratować całej zieleni. Jeśli chodzi o użytki ekologiczne, to wytypowane zostały już miejsca, gdzie one są i jesteśmy na etapie zlecania koniecznych ekspertyz przyrodniczych - mówi dyrektor Ewa Olszowska-Dej.
Z kolei ustanawianie parków krajobrazowych leży w gestii radnych sejmiku małopolskiego. Jednak proponowany do ochrony teren zielony musi być cenny ze względu na walory krajobrazowe, historyczne, kulturowe i przyrodnicze.
- Ustanawianie parków to długa procedura. Wymaga sporządzenia choćby inwentaryzacji terenu, co jest pracochłonne i kosztowna. Trzeba sobie jednak uświadomić, że park nie ochroni wszystkich drzew tylko śródpolne, nadrzeczne i przydrożne – mówi Piotr Sułek z Zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Małopolskiego.
Ostatnie parki krajobrazowe na terenie Krakowa powstały w 1981 roku.