Kierowca, któremu prokuratura postawiła zarzut spowodowania wypadku z udziałem premier Szydło - nie przyznał się do winy.
Mężczyzna był dziś przesłuchiwany w krakowskiej prokuraturze prawie 2,5 godziny. Śledczy twierdzą, że podczas manewru nie zachował należytej ostrożności, nie włączył kierunkowskazu i nie ustąpił pierwszeństwa samochodowi, którym jechała premier Beata Szydło. W efekcie nieumyślnie doprowadził do wypadku.
Mężczyzna nie przyznał się do winy. W prokuraturze zeznał, że włączył lewy kierunkowskaz. Stwierdził też, że kolumna rządowa poruszała się bez sygnału dźwiękowego.
Według nieoficjalnych doniesień „Gazety Wyborczej”, zaprzeczył, że mógł nie słyszeć sygnału, bo słuchał w samochodzie muzyki. Twierdził, że panel radia znajdował się w schowku. Zeznał też, że jechał z opuszczoną o kilka centymetrów szybą.
Na konferencji prasowej prok. Włodzimierz Krzywicki, rzecznik krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej, dopytywany o świadków, którzy w telewizyjnych relacjach zapewniali, że kolumna rządowa poruszała się bez sygnałów dźwiękowych stwierdził, że jeden z nich przebywał wówczas w mieszkaniu "w pozycji jeden leżącej" i oglądał mecz. Drugi - pracownica stacji benzynowej - wykonywała pracę na zapleczu i mogła dobrze tego nie słyszeć.
Prok. Krzywicki dodał tez , że świadkowie – oficerowie BOR nie zaobserwowali włączonego kierunkowskazu. - Nie ma żadnego powodu, żeby dyskredytować zeznania złożone przez oficerów BOR - dodał pytany przez dziennikarzy, czy są inni świadkowie (poza BOR), którzy mogą to potwierdzić.
Prokuratura zaapelowała, by ktokolwiek, kto ma wiedzę okolicznościach wypadku zgłosił się do Prokuratury Okręgowej w Krakowie.