Tegoroczna Opera Rara przyjmuje nową formułę i chce dotrzeć do szerszej publiczności. Przybliża muzykę klasyczną, przełamuje jej elitarność, stawia na nowoczesność, nie zapominając o swoim sercu – historycznych rekonstrukcjach barokowych oper. O tym, dlaczego rozpoczynający się wkrótce festiwal jest wyjątkowy, mówi Paweł Szczepanik, koordynator Opery Rary.
Małgorzata Bożek: Jakie miejsce obecnie zajmuje opera w życiu społecznym i kulturalnym? Dla większości ludzi jest czymś bardzo elitarnym.
Paweł Szczepanik: Kiedyś opera była czysto rozrywkową formą. Ludzie oczywiście chodzili tam dla muzyki, a tak naprawdę dla śpiewaków. Z czasem rzeczywiście nabrała patyny. Pewnie taka jest kolej rzeczy, ale trzeba pamiętać o pierwotnej funkcji opery. Kiedyś nie było poczucia, że trzeba się do niej specjalnie przygotować. Oczywiście to dobrze, że jest traktowana jako coś specjalnego, jednak nie należy też z tym przesadzać. Jest jeszcze drugi aspekt. Opera pozostawiła we współczesności bardzo trwały ślad. Wzięła się bowiem z bardzo prostej piosenki, która mówi o niczym i o wszystkim - o życiu, śmierci, miłości, seksie, odrzuceniu. Tych wątków jest wiele. I właściwie piosenka, która dzisiaj jest zwana popową, jest wprost wywiedziona ze sztuki operowej. Taki był zamysł pierwotny i piosenki teraz są równie wyrafinowane albo równie banalne, jak na początku siedemnastego wieku, kiedy zaczęto tworzyć pierwociny opery. Zmieniły się instrumentarium, repertuar i artyści, ale w gruncie rzeczy to jest coś, co jest bardzo silnym łącznikiem między operą a muzyką popową.
Czyli łącznikiem są uniwersalne tematy?
Tak, uniwersalne tematy i sposób opowiadania o nich. Wtedy piosenka też składała się ze zwrotki i refrenu, tylko środki wyrazu były inne. Wracając do istoty pytania, możemy ubolewać nad tym, że opera jest pokryta patyną, ale tak jest. Warto więc robić wszystko, co się da, żeby ją odbrązawiać i pokazywać, że to jest gałąź sztuki czy muzyki jak każda inna. I jest przy tym godna uwagi. Zwłaszcza że ona zawsze mówi o rzeczach, które są dla nas ważne, nawet jeżeli jest w tym patos, czy też ubrane jest to w formę mitologiczną, czy historyczną. To wciąż są te same dramaty.
Tegoroczny Festiwal zmierza do tego, żeby przełamywać wspomnianą elitarność?
Tak, mamy kilka aspektów tego przełamywania. Pierwsze to kwestia repertuaru. Oczywiście zostajemy przy tym, co zawsze było sercem Opery Rary, czyli przy rekonstrukcjach i wersjach koncertowych wielkich barokowych dzieł. To jest ważne, bo jest naszym dziedzictwem i warto o tym pamiętać. Żyjemy w Europie, w takim kontekście kulturowym i to wciąż jest część nas. Dochodzi do tego opera współczesna, czyli coś, co właściwie powinno nam być dużo bliższe, bo dzieje się równolegle z naszym życiem. Są także recitale, które przypominają, że pieśń jest istotą opery i opowiada nam o rzeczach najważniejszych. Wielu ludzi śpiewa pod prysznicem albo w domu, kiedy nikt nie słyszy. Chodzi o prostotę melodii, prostotę przekazu mówiącego o rzeczach bardzo bliskich. To jest druga rzecz. Trzecia rzecz to polityka biletowa, która jest diametralnie odmienna. Opera Rara zawsze była w pewien sposób elitarna i może trochę napuszona. To miało swój urok, ale na pewno oddzielało od niej grupę osób, które chciałyby wybrać się na spektakl czy koncert, ale bilety na to nie pozwalały. Teraz włączyliśmy więcej wydarzeń. Dzięki temu udało się w inny sposób pokierować kwestiami sprzedażowymi i okazało się, że faktycznie Opera Rara sprzedaje się świetnie, nie tylko dlatego, że jest bardziej różnorodna, ale też ze względu na to, że jest tańsza niż była.
Zostały wprowadzone też wejściówki.
Tak. Mieliśmy akcję dla młodzieży i dla seniorów, co wydaje mi się piekielnie istotne. Polityka prospołeczna to bardzo ważny element polityki kulturalnej, nie tylko Krakowskiego Biura Festiwalowego i Capelli Cracoviensis, ale w ogóle instytucji kultury. Zawsze trzeba pamiętać, że jeśli nie dotrzemy do ludzi, którzy są wykluczeni, to tak jakbyśmy nie dotarli do nikogo. Pewnie jest grupa osób, które stać na to, żeby polecieć do opery do Wiednia. Ale w Krakowie to nie musi być luksus dla wybranych. Wszyscy tak samo łakną wzruszeń, piękna i kultury, jestem o tym przekonany. Wracając do zmian w festiwalu, jest jeszcze czwarty aspekt: bardzo wyrazista kreacja. Może się podobać lub nie, ale przyciąga uwagę i przemawia do publiczności.
A co ze współuczestnictwem, które zapowiadacie, czyli włączaniem amatorów w realizacje Opery Rary?
To bardzo piękna idea, którą zapoczątkowała Capella Cracoviensis przy okazji inauguracji festiwalu Theatrum Musicum w zeszłym roku w czerwcu. Ideowo wzięło się to zapewne z Niemiec. Tam kultura muzyczna jest diametralnie inna niż w Polsce. Po pierwsze jest edukacja, która nie jest opresyjna w żaden sposób. Nikt nie wymaga od osoby, która nie ma talentu, uczenia się etiud na fortepianie. Ale muzyka cały czas się przewija. Jest bardzo dużo amatorskich chórów i zespołów instrumentalnych przy parafiach, w małych ośrodkach. Ludzie cały czas praktykują muzykę, a nie tylko są jej biernymi odbiorcami.
W Polsce to mocno kuleje.Dlaczego tak jest?
Wydaje mi się, że wynika to z systemu edukacji. Być może to też kwestia wspomnianej elitarności muzyki, która powinna być przełamana. Dlatego Jan Tomasz Adamus, szef Capelli Cracoviensis, wymyślił, że chciałby, żeby ludzie, którzy na co dzień nie mają kontaktu z muzyką w sposób aktywny albo śpiewają w chórach amatorskich, stanęli na scenie obok profesjonalnych artystów. To zawsze uczy i daje satysfakcję. Zapewnia też sporo radości. Wspólne trudy prób, zwłaszcza kiedy zna się swoje ograniczenia, które na początku są wstydliwe, a potem macha się na nie ręką - to wszystko jest bardzo piękne. Przy Così fan tutte w czerwcu zeszłego roku właśnie taki chór - Krakowski Chór Mieszczański - miał swój debiut. Teraz mamy drugą odsłonę tego pomysłu. Na zamknięcie Rary, w Dydonie i Eneaszu znów, na scenie filharmonii stanie Krakowski Chór Mieszczański, tym razem obok La Risonanzy, czyli renomowanego zespołu włoskiego pod batutą Fabia Bonizzoniego. Amatorzy będą mieli szansę znów pokazać się obok profesjonalnych muzyków. Tego rodzaju współuczestnictwo jest potrzebne i okazuje się, że dystans wcale nie musi być tak daleki. Raczej jesteśmy przyzwyczajeni do siedzenia w rzędzie, choćby pierwszym, kiedy muzycy są oddaleni o kilka metrów. Okazuje się, że można całkowicie odwrócić tę sytuację i z pierwszego rzędu przeskoczyć na scenę. To nie jest trudne. Na pewno na początku wymaga odwagi, ale potem daje już tylko radość.
A co z tymi, którzy jednak nie zdecydują się wejść na scenę?
Jest jeszcze inny aspekt współuczestnictwa. Dawniej opera traktowana była jak miejsce spotkań. Spektakle barokowe nie przypadkiem trwają nawet cztery, pięć godzin. Kiedyś tak wspólnie spędzano czas, zwłaszcza w karnawale, kiedy za oknem szybko robiło się ciemno. We Włoszech było podobnie. W związku z tym na dole, gdzie dziś siedzi główna część publiczności, były miejsca stojące, które zajmowali mieszczanie. Na górze w lożach siedziała arystokracja. Publiczność przez pięć godzin nie śledziła za bardzo akcji, ale przede wszystkim przychodziła po to, żeby się spotkać, porozmawiać, zjeść kolację czy uprawiać seks. To wszystko się tam działo, co z dzisiejszej perspektywy wydaje się dość egzotyczne. To współuczestnictwo może być więc pierwszą formą zadzierzgnięcia jakiegoś kontaktu między ludźmi. Bo o kulturze trzeba i warto rozmawiać, zwłaszcza teraz, kiedy sytuacja na świecie robi się taka, że ludzie zaczynają się raczej dzielić. Mamy nadzieję, że Opera Rara będzie przyczynkiem do tego, żeby pobyć ze sobą na neutralnym gruncie.
Tegoroczny festiwal będzie przełomowy?
Mam nadzieję, że tak. Na pewno ze względu na muzykę i rozstrzał repertuarowy. Wydaje mi się, że w tym momencie Kraków dołącza do światowej czołówki miast festiwalowych. Ważne jest też to, że miasto i jego instytucje są w stanie stworzyć własną produkcję operową. Oprócz Le Carnaval baroque zespołu Le Poème Harmonique są dwie produkcje sceniczne zrobione siłami miejscowymi. Mamy do zaproponowania coś, co zupełnie nie odbiega od standardów światowych i powinniśmy być z tego dumni.
Produkcje realizowane siłami krakowskimi sytuują się na dwóch biegunach. Z jednej strony Halka, czyli klasyka polskiej opery, z drugiej Philip Glass, nowoczesny minimalista i jego niedopowiedziane dzieło. Co nowego zaproponujecie w swoich realizacjach? Zacznijmy może od Halki.
Jeszcze nie widziałem, co stworzył Cezary Tomaszewski i pewnie do ostatnich chwil nie będzie to ujawnione. Natomiast znam go ze współpracy z Capellą Cracoviensis i z jego własnej działalności reżyserskiej. Cezary jest maniakiem opery. Nie słyszałem o drugiej osobie, która widziałaby tyle spektakli, ile on. Doskonale czuje tę materię, zwłaszcza że jest bardzo muzykalny, jak również jest tancerzem. Łączy w swojej osobie wszystko, czego potrzeba, żeby zrobić dobry spektakl operowy. Ma też do dyspozycji rewelacyjną orkiestrę, Capellę Cracoviensis, i dobrą materię, czyli Halkę. W dodatku w wersji, która jest właściwie nieznana. Zwykle posługujemy się klasycznym, czteroaktowym warszawskim wydaniem. Natomiast tutaj wykorzystana będzie krótsza, dwuaktowa wersja wileńska, utwór o dekadę młodszy. Zaprezentowano go premierowo w salonie teściów Moniuszki. Potem został zapomniany, bo Moniuszko stwierdził, że rozbuduje Halkę. Jednak w wileńskiej odsłonie opery jest to, o czym Moniuszko chciał opowiedzieć. Pojawia się kwestia roli kobiety w społeczeństwie, które było jeszcze mocno tradycyjne w porównaniu z dniem dzisiejszym. Jest relacja arystokracja-chłopi, wciąż mająca znaczenie, choć na innej nieco płaszczyźnie. Są więc rzeczy istotne, o których wciąż warto mówić. Do tego jest reżyser, który zawsze znajduje rewelacyjny klucz i Aldona Kopkiewicz pisząca dramaturgię. Być może okaże się, że nie znamy Halki, nie tylko ze względu na mniej znaną wersję, ale też zupełnie nowe odczytanie.
Z drugiej strony mamy Philipa Glassa i A Madrigal Opera, gdzie właściwie nie ma libretta…
Są tylko i wyłącznie sylaby, które nie mówią o niczym. Dzięki temu reżyser dostaje do ręki niesamowite narzędzie, ponieważ może z tym robić, co mu się żywnie podoba. Reżyserem będzie Krzysztof Garbaczewski, który kiedy pracuje nad spektaklem, to właściwie sama narracja podpowiada mu, co zrobić dalej. Zamysłem Garbaczewskiego było zestawienie humanizmu, człowieka w sensie biologicznym, z człowiekiem w wersji syntetycznej, czyli sztuczną inteligencją i androidami. Glass jest również wdzięczną materią z punktu widzenia muzycznego. Większości osób jest pewnie znany z muzyki filmowej i to nie jest zły trop, bo np. muzyka do trylogii Qatsi świetnie żyje własnym życiem i zupełnie nie potrzeba do niej obrazu. Tutaj jest tak samo, to jest niesamowicie repetytywne i jednocześnie bardzo trudne. Rozmawiałem z Anetą Dumanowską, która będzie grać w partii altówki. Mówiła, że ręka jej drętwieje, bo przez dziesięć minut gra podobny motyw, delikatnie tylko przetwarzany i musi to wytrzymać. Jednocześnie trzeba też utrzymać tempo, napięcie, więc rola muzyków będzie tutaj nie mała.
Glass to chyba też szansa, żeby trafić do szerszej publiczności – mimo że jest trudny muzycznie i interpretacyjnie. Ta muzyka jest po prostu piękna i chyba również bardzo uniwersalna.
Nie powiedziałbym, że to jest trudne. Jest po prostu piękne i bardzo osadzone w naszych czasach. Mam wrażenie, że ludzie – wiem to po sobie – mają gorszą koncentrację. Cały czas jesteśmy bombardowani informacjami i skupienie się na czymś przez dłuższy czas bywa problemem. Z Glassem jest tak, że jeżeli tylko mu się pozwoli, on się już nami zajmie. Wystarczy odczekać pięć minut, wytrzymać, nie zajmować się np. sprawdzaniem Facebooka, a potem już popłyniemy z muzyką. Próba wejścia może być rzeczywiście dla niektórych kłopotliwa, ale to dotyczy nie tylko Glassa. Jednak jeśli sobie na to pozwolimy, z całą pewnością zostaniemy już w jego świecie. Ta muzyka jest bardzo wciągająca, transowa. Właściwie nie powinna być obca młodym ludziom. Duża część współczesnych utworów jest oparta na rytmie, który wywodzi się z Afryki. Glass także chętnie korzystał z tego rodzaju inspiracji i jego powtarzalność też jest niezwykle rytmiczna, a nawet hipnotyczna. Wbrew pozorom od Glassa do techno wcale nie jest daleko.
Jest jeszcze Le Carnaval Baroque. W zapowiedziach można przeczytać, że zderzać będzie tło historyczne z użyciem wiedzy dostępnej w XXI wieku.
Dumestre, który zresztą robił Mieszczanina szlachcicem pokazywanego na początku istnienia Opery Rary w 2009 roku, i pracujący z nim reżyserzy - Cécile Roussat i François Destors - to ludzie bardzo dbający o odtworzenie atmosfery przeszłości. Stawiają nie tylko na prawdę czysto muzyczną i starają się przynajmniej wyobrazić sobie, jak to mogło być wykonane kiedyś, ale również prawdę wizualną. Odtwarzają kostiumy z epoki, scenografię, a nawet światło. Mieszczanin szlachcicem był grany wyłącznie przy świecach. Tutaj jest to dużo trudniejsze, ze względu na nasilony ruch sceniczny. Akcja Le Carnaval Baroque nie jest tak statyczna, jak w przypadku Moliera i Lully’ego. Jednak wszystkie instrumenty wykonawcze przenoszą raczej do wieku siedemnastego, niż zostawiają w dwudziestym pierwszym. Jest to rekonstrukcja na tyle, na ile jest to możliwe. Szczęśliwie jest również uniwersalnie zabawna. Okazuje się, że są rzeczy, które nas łączą z tamtymi czasami, choćby poczucie humoru oparte na gagach i niepoważnych zagrywkach.
To będzie najbardziej widowiskowy spektakl?
Bez wątpienia tak. I też jakościowo, jestem przekonany, będzie rewelacyjny. Le Poème Harmonique zawsze jest perfekcyjnie zgrany i przygotowany. Do tego pojawią się akrobaci, pantomima, taniec i oczywiście śpiew. To na pewno będzie imponujące scenicznie, a przy tym stanie się okazją do świetnej zabawy. Jak to w siedemnastowiecznych piosenkach, pojawi się również odrobina melancholii. Spektakl sprzedał się w stu procentach, nie ma już niestety ani pół biletu. Renoma zespołu plus jego zabawne i bardzo prawdziwe odczytanie przeszłości są zupełnie bez precedensu. Szkoda, że tych spektakli nie mogło być więcej.
Jeden z koncertów odbędzie się w BAL-u na Zabłociu. Będzie mocno eksperymentalny?
To koncert Susanny Jary, która śpiewa głównie pieśni łemkowskie. Pochodzi zresztą z Ukrainy. Repertuar, który nie kojarzy się z operą, pokaże spektrum tego, co można robić z głosem i co komunikuje się za pośrednictwem śpiewu. Istotą jest tytuł koncertu: Walcz o pieśń. Na co dzień w wielu komunikatach dochodzą do nas reklamowe piosenki, i nagle okazuje się, że łatwiej przypomnieć sobie reklamę Tesco niż piosenkę, która naprawdę mówi coś o nas. A przecież chcielibyśmy mówić raczej swoim językiem niż językiem korporacji. Pojawią się więc pieśni tradycyjne, żeby pokazać, kim jest Susanna Jara, skąd pochodzi i co jest prawdziwie jej. Z drugiej strony będzie Szymanowski, który jest tak samo jej, jak i nasz. Pieśni księżniczki z baśni to zbiór napisany przez siostrę Szymanowskiego. To są krótkie bajeczki, bardzo urocze. Oczywiście muzyka jest bardzo wyrafinowana, ale piosenki same w sobie cechuje prostota. Eksperyment to słowo, które często jest niebezpieczne, bo kojarzy się z tym, że jego wynik będzie nie do końca określony. Wydaje mi się, że tutaj nie ma co eksperymentować. Trzeba przyjść i posłuchać. Ja najbardziej czekam w tym koncercie na aranżacje, dlatego że pomysł na odczytanie Szymanowskiego i pieśni łemkowskich jest taki, żeby to wszystko pływało pomiędzy – Szymanowski nie będzie wprost Szymanowskim, a tylko będzie zaaranżowany w sposób, jakby był prawdziwe tradycyjny. Natomiast pieśni łemkowskie będą szły w kierunku muzyki klasycznej. To będzie zawieszenie między – choć nie lubię tego określenia – sztuką wyższą a tradycyjną. Pewnie okaże się, że jedno od drugiego za bardzo nie odbiega.
W ten sposób wracamy do przełamywania elitarności. To może właśnie jest klucz?
Tak, wydaje mi się, że to jest klucz. Dlatego warto robić ten festiwal. W przypadku opery nie ma problemu tożsamościowego. To jest uniwersalne, uniwersalne są problemy, o których mówi, muzyka, piękno i wykonawcy. To są ludzie z całego świata. Jest np. Francuz, który śpiewa po włosku, dyryguje nim Anglik, a w orkiestrze siedzą Europejczycy, Azjaci, ludzie ze Stanów Zjednoczonych czy z Afryki, to kompletnie nie ma znaczenia. Rzecz, która jest paradoksalnie dla wielu ludzi obca, okazuje się najbardziej uniwersalną, jakiej można szukać. Próbujemy pokazać, że to jest coś, co należy do nas wszystkich. Coś wspólnego.
Opera Rara
18 stycznia – 10 luty 2017
www.operarara.pl
Zdjęcia: mat. prasowe Krakowskiego Biura Festiwalowego