Radni walczą z wulgarnymi napisami na murach. Uzbrojeni w pędzle i farby ruszyli w teren. Teraz mogą mieć kłopoty.
Zaczęło się od wulgarnego napisu “Czarnuchy do gazu”, który pojawił się kilka dni temu na elewacji przejścia podziemnego w rejonie ulicy Brogi (Prądnik Czerwony). Radny miejski Łukasz Wantuch zauważył go w drodze na konferencję prasową, na której miał poinformować o swoim nowym pomyśle na walkę z nielegalnymi graffiti. Zatrzymał samochód, zrobił zdjęcie, wypalił kilka papierosów i pomyślał: “kim są 'ludzie', którzy piszą takie rzeczy?”. Wszystko opublikował na facebooku. Następnego dnia rano napisu już nie było. Poruszony jego treścią za pędzel chwycił bowiem Rafał Miś, radny dzielnicowy z Prądnika Czerwonego. Sam kupił wiadro farby i zamalował na biało rasistowskie hasło. - Treść tego napisu szczególnie mi nie odpowiadała, bo uderzała osobiście w niektórych moich znajomych - tłumaczy Rafał Miś.
Mieszkańcy nie cieszyli się jednak długo czystą ścianą, już następnego dnia pojawił się w tym samym miejscu kolejny napis: “Śmierć - Ukrainie!”. Tym razem z zestawem malarskim na miejscu stawił się radny Wantuch, zamalował czarne litery, a obok umieścił swój “podpis” - małe serduszko.
- To jedyna skuteczna metoda walki z pseudografficiarzami: natychmiastowe zamalowywanie bazgrołów, tak by nie mogli się nimi chwalić w internecie - przekonuje Wantuch.
Radny zapowiada, że następnym razem kupi jednak w tym celu niebieską farbę, bo biała gorzej radzi sobie z czarnymi literami.
Jak się okazuje, śmiały wyczyn radnych nie przypadł do gustu urzędnikom z Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu, a nawet samym mieszkańcom. - Już dziś rano mieliśmy zgłoszenie od mieszkańca, który pytał, czy wydaliśmy zezwolenie na zamalowanie tego napisu - mówi Michał Pyclik z ZIKiT.
Zezwolenia nie było, bo żaden z radnych o takie nie wystąpił. Rafał Miś zrobił to dopiero po fakcie, teraz stara się o zgodę na usuwanie wszystkich tego typu napisów szpecących miejskie obiekty na terenie Prądnika Czerwonego.
- Mam nadzieję, że ZIKiT nie będzie mnie ścigał, bo w tym przypadku interes społeczny był ważniejszy - mówi Rafał Miś.
Urzędnicy nie podjęli jeszcze decyzji w tej sprawie. Na razie inspektorzy z ZIKiT-u sprawdzają, czy radni przy okazji nie zniszczyli elewacji przejścia, a jeśli uznają, że tak się stało będą oni musieli pokryć koszty naprawy.
- Nie należy malować bez wcześniejszego uzgodnienia z nami. Radni mogli zadzwonić i zgłosić sprawę, którą MPO załatwiłoby zapewne od ręki - mówi Pyclik.
- Młodzieńcza werwa wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem - kaja się w rozmowie z nami Rafał Miś, zaraz jednak dodaje: - Jeśli znów zobaczę taki napis, to również będę reagował.
Radny przestrzega jednak przed pójściem w jego ślady. - A już zwłaszcza nie polecam zamalowywania treści kibicowskich. To igranie z ogniem - mówi.
Zamiast tego proponuje kampanię informacyjną adresowaną do mieszkańców, by zachęcić ich do zgłaszania aktów wandalizmu. - Wiele osób spędza czas przy oknie, powinny reagować, gdy widzą, jak ktoś niszczy nasze wspólne mienie. Dajmy szansę służbom mundurowym wykazać się w łapaniu wandali - dodaje Miś.
Z kolei radny Wantuch chce stworzenia specjalnej komórki do walki z nielegalnym graffiti. Zdobył już opinię prawna, z której wynika, że miasto może na własny koszt zamalowywać brzydkie napisy, nawet jeśli znajdują się na prywatnych budynkach. Szerzej na ten temat pisaliśmy tutaj