Łukasz Wantuch, radny Przyjaznego Krakowa nie przestaje zaskakiwać. Właśnie zamieścił w sieci ogłoszenie o chęci zatrudnienia … asystenta. Płaci 500 zł miesięcznie i w pakiecie dorzuca „możliwość udziału w sesjach Rady Miasta”.
Do obowiązków asystenta, jak czytamy w ogłoszeniu, będzie należeć m.in. współpraca przy przygotowywaniu projektów uchwał, przygotowywanie radnemu interpelacji, konsultacje i współpraca z wydziałami urzędu miasta, a także radnymi, posłami i senatorami. Zdaniem radnego Wantucha praca nie zajmie więcej niż 20 godzin w miesiącu i jest za to gotowy zapłacić 500 zł miesięcznie.
Ogłoszenie pojawiło się w sieci kilka dni temu i jak dotąd nie zgłosił się ani jeden chętny.
- Chyba będę musiał złagodzić nieco wymagania – mówi Wantuch.
Angielski i znajomość uchwał
Jego wymarzony asystent powinien znać język angielski (część rozmowy kwalifikacyjnej ma być prowadzona w tym języku), powinien też orientować się w strukturze samorządu krakowskiego, wiedzieć kim jest Bogusław Kośmider i jaka jest różnica między ustawą, a uchwałą. Rekrutacja ma przebiegać dwuetapowo. Po wstępnej selekcji kandydaci dostaną miesiąc na poznanie statutu miasta oraz dzielnic, treści najważniejszych uchwał, nazwisk dyrektorów wydziałów i wszystkich radnych.
Musi być poważny
Jednym z podstawowych kryteriów jest brak widocznych tatuaży. – Odpadają też osoby z dredami, czy kolczykami w nosie. Mój asystent będzie musiał kontaktować się z urzędami w moim imieniu, dlatego, to jak wygląda jest ważne, bo będzie też świadczyć o mnie. Poza tym nikt nie będzie traktował poważnie osoby z wytatuowaną na szyi jaskółką – tłumaczy Wantuch i dodaje, że wiek, płeć i wykształcenie nie są ważne, ale preferowani będą studenci lub osoby wykonujące wolne zawody.
W pakiecie udział w sesjach
Za pracę, oprócz wynagrodzenia, radny oferuje bonusy takie jak „możliwość wpływania na procesy decydujące o działaniu i rozwoju Krakowa”, udział w sesjach rady miasta, czy pomoc przy kandydowaniu do rady miasta i rad dzielnic.
Wantuch tłumaczy, że obowiązki radnego pochłaniają znaczną część jego czasu. – Praktycznie cały dzień zajmuję się sprawami miasta, kosztem własnej firmy. Potrzebuję takiej pomocy – mówi.
Co o jego pomyśle sądzą inni radni?
– To wcale nie jest takie głupie – komentuje Małgorzata Jantos, krakowska radna, która przyznaje, że od roku sama korzysta z pomocy asystenta. – To student ostatniego roku prawa, został mi przydzielony do pomocy przez Nowoczesną, do której od roku należę. Jeśli ktoś rzetelnie chce wykonywać obowiązki radnego, czytać wszystkie uchwały, żeby wiedzieć za czym potem głosuje i przygotowywać własne propozycje oraz interpelacje, a do tego spotykać się z mieszkańcami i dbać o ich sprawy, to pomoc asystenta jest niezbędna, zwłaszcza, że większość z nas pracuje zawodowo.
Rafał Komarewicz, klubowy kolega Wantucha, przyznaje, że również marzy mu się asystent. Teraz często korzysta z pomocy asystentki zatrudnionej w jego firmie. – To proste prace biurowe, takie jak wydrukowanie czy skserowanie dokumentu – mówi Komarewicz i zapowiada, że wróci do swojego pomysłu na zatrudnienie asystenta. – Na pewno nie będę go jednak wysyłał do urzędów, bo to rola radnego – zaznacza.
Również Grzegorz Stawowy (PO) nie wyobraża sobie, by niedoświadczony student w jego imieniu załatwiał urzędowe sprawy. – Taka osoba bardziej przydaje się do odbierania telefonów, czy wysyłania maili – mówi Stawowy i przypomina, że kilkanaście lat temu, kiedy działał w Młodych Demokratach powstał pomysł przydzielenia asystentów każdemu radnemu.
– Po trzech miesiącach projekt zarzucono, bo okazało się, że asystenci nie mają zbyt wiele do roboty – mówi Stawowy.
Nie czytają, ale głosują
O tym, że radni nie zawsze orientują się w swoich obowiązkach, za które pobierają dietę w wysokości ok. 2 tys. miesięcznie, pisaliśmy wczoraj. Wyszło to przy okazji zamieszania wokół dotacji dla prywatnych żłobków. Dwaj radni na jednej z sesji oburzali się, że dotacja jest przyznawana rodzicom maluchów tylko na 10 miesięcy w roku, z wyłączeniem wakacji. Obaj wystąpili w tej sprawie z interpelacjami do prezydenta, choć trzy miesiące wcześniej sami zagłosowali za uchwałą wprowadzającą takie zasady. Aleksander Miszalski z PO, który jest autorem jednej z tych interpelacji w rozmowie z news.krakow.pl przyznał, że powinien przeczytać uchwałę przed głosowaniem, ale … obowiązki radnego, to tylko jedna z jego aktywności. – Uchwały, które wychodzą z urzędu często są bardzo obszerne. Miesięcznie dostajemy do przeczytania nawet tysiąc stron, nie da się tego wszystkiego przeanalizować, zwłaszcza, że większość z nas pracuje zawodowo – stwierdził Aleksander Miszalski.
Fot. pixabay